Osuszyć bagno!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Musimy zniszczyć korzenie antyamerykańskiej kampanii nienawiści
Po szoku, jakim były ataki z 11 września 2001 r., wielu Amerykanów doszło do przekonania, że trzeba baczniej się przyglądać działaniom podejmowanym na świecie przez rząd USA i wywoływanym przez nie reakcjom. "Nasi wrogowie nienawidzą naszych swobód" - stwierdził prezydent Bush. Czy tylko dlatego okazują nam wrogość?

Dlaczego nas nienawidzą?
Bush nie był pierwszym, który zapytał: "dlaczego oni nas nienawidzą?". Już 44 lata temu prezydent Eisenhower mówił o "skierowanej przeciw nam kampanii nienawiści, prowadzonej nie przez rządy, lecz przez mieszkańców krajów arabskich". Rada Bezpieczeństwa Narodowego przedstawiła wówczas najważniejsze powody tej wrogości - Stany Zjednoczone popierały skorumpowane i represyjne rządy oraz "nie dopuszczały do postępu w sferze politycznej i gospodarczej", gdyż były zainteresowane kontrolowaniem zasobów ropy w regionie. Badania opinii publicznej po 11 września dowodzą, że powody nienawiści do USA w świecie arabskim nie zmieniły się. W "Far Eastern Economic Review" Ahmed Rashid, znawca problematyki regionu, napisał, że w Pakistanie "wzbiera gniew przeciw USA, gdyż dzięki ich poparciu reżim Muszarrafa może zwlekać ze spełnieniem obietnicy wprowadzenia rządów demokratycznych".
Nie jest dobrze, jeśli wybieramy przekonanie, że "oni nienawidzą naszych swobód", bo to bałamutne uproszczenie. Wrogo nastawieni do USA są ludzie, którzy Amerykanów lubią, lecz nie uznają oficjalnej polityki USA, która odmawia im upragnionych również przez nich swobód. Z tych powodów wypowiedzi bin Ladena po 11 września - na przykład o amerykańskim poparciu dla skorumpowanych i brutalnych reżimów lub "inwazji" Amerykanów na Arabię Saudyjską - spotykają się z pewnym zrozumieniem nawet wśród tych, którzy bin Ladena potępiają. Terroryści liczą, że dzięki niechęci, złości i frustracji zyskają poparcie i mięso armatnie.

Zmienić strategię
W niektórych rejonach świata rząd amerykański jest uważany za reżim terrorystyczny. W ostatnich latach w wielu krajach Stany Zjednoczone zorganizowały lub popierały działania zbrojne, które niemal wpisują się w definicję terroryzmu używaną przez... rząd amerykański. W opiniotwórczym czasopiśmie "Foreign Affairs" Samuel Huntington pisał: "Stany Zjednoczone nazywają różne państwa krajami zła, ale one same w opinii wielu państw stają się supermocarstwem zła […], jedynym bardzo poważnym zewnętrznym zagrożeniem dla ich społeczeństw".
Atak terrorystów z 11 września ostro potępiono na całym świecie, a rodzinom ofiar okazano współczucie. Przeprowadzone pod koniec września ubiegłego roku przez Instytut Gallupa w wielu krajach badania opinii publicznej dowiodły jednak, że atak Stanów Zjednoczonych na Afganistan spotkał się ze słabym poparciem. W Ameryce Środkowej i Południowej, czyli w regionie, który najbardziej doświadczył amerykańskich interwencji, popierało go od 2 proc. mieszkańców Meksyku do 16 proc. mieszkańców Panamy. Obecną "kampanię nienawiści" w świecie arabskim podsyca stanowisko USA wobec konfliktu między Izraelczykami a Palestyńczykami oraz w kwestii Iraku. Aby złagodzić konflikt izraelsko-palestyński, USA mogłyby między innymi przestać odmawiać Palestyńczykom praw, jakie mają wszystkie państwa regionu - do życia w pokoju i bezpieczeństwie, także na obecnie okupowanych ziemiach. W Iraku dekada bezwzględnych sankcji wprowadzonych pod naciskiem USA umocniła pozycję Saddama Husajna i przyniosła śmierć wielu jego rodakom. Wniosek? Musimy jako supermocarstwo zmienić strategię działania na arenie międzynarodowej.

Jak wytępić komary
Nikt - nawet Donald Rumsfeld - nie może realistycznie ocenić kosztów i konsekwencji ataku na Irak. Ekstremiści islamscy z pewnością liczą, że podczas inwazji będzie wiele ofiar i zniszczeń, dzięki czemu znajdą się kolejni fanatycy gotowi do działań terrorystycznych. Wiążą też zapewne nadzieje z tzw. doktryną Busha, która przewiduje atak na wszystkich potencjalnych wrogów Ameryki, a tych jest przecież w praktyce nieskończenie wielu. Według prezydenta, "nie sposób przewidzieć, ile wojen będzie koniecznych, by zagwarantować wolność w ojczyźnie".
Perspektywa nie kończącej się wojny zagraża Amerykanom o wiele bardziej niż ludzie, których uważają za wrogów. Dzieje się tak z powodów doskonale znanym organizacjom terrorystycznym. Dwadzieścia lat temu Yehoshaphat Harkabi, ówczesny szef izraelskiego wywiadu i wybitny znawca problematyki arabskiej, wygłosił zdanie, które nie straciło aktualności: "Trzeba zaproponować honorowe rozwiązanie Palestyńczykom żądającym prawa do samostanowienia. Tylko to pozwoli rozwiązać problem terroryzmu. Kiedy nie będzie mokradła, znikną komary".
Na długo przed 11 września stało się jasne, że nowoczesna technologia sprawi, iż bogate i potężne kraje powinny się spodziewać aktów przemocy na własnych terytoriach. Jeśli będziemy zmierzali do tego, by powstało więcej mokradeł, będzie więcej komarów, dysponujących przerażającymi narzędziami zniszczenia. Jeżeli użyjemy środków, jakie mamy do dyspozycji, aby mokradła osuszyć, niszcząc korzenie "kampanii nienawiści", nie tylko zmniejszymy zagrożenia, lecz także postąpimy zgodnie z wyznawanymi przez nas ideałami.
Więcej możesz przeczytać w 37/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.