Bartłomiej Marszałek: Każde przejechane okrążenie bolidem jest na wagę złota

Bartłomiej Marszałek: Każde przejechane okrążenie bolidem jest na wagę złota

Bartłomiej Marszałek
Bartłomiej Marszałek Źródło: Archiwum prywatne
Cieszę się, że jeszcze więcej możliwości się przede mną otwiera. Bo dla części moich konkurentów hasło trening to: „dobra pojadę”, a dla mnie perspektywa treningów w kraju jest jak prezent dla dzieciaka pod choinkę – mówi nam Bartłomiej Marszałek, pierwszy w historii Polak startujący w wodnej Formule 1, który w sezonie 2020 i 2021 będzie reprezentował ORLEN Team.

Wprost.pl: Jak pan się odnajduje w nowej rzeczywistości, zwłaszcza jako osoba przyzwyczajona do częstych podróży?

Bartłomiej Marszałek: Tak naprawdę oprócz tego, że zawody zostały przełożone, to moje życie za bardzo się nie zmieniło. Przydaje się za to sportowa zaradność i to, że w rodzinnym domu mam warsztat, w którym pracuję, przygotowuję teraz nowe rozwiązania w silnikach i nie próżnuję.

Istotne jest to, że PKN ORLEN jako sponsor zawodników indywidualnych należących do Grupy Sportowej ORLEN, a także ORLEN Teamu, który zrzesza zawodników motorsportowych – kontynuuje z nami współpracę, dzięki temu wszyscy sportowcy mogą dalej przygotowywać się ze spokojem.

Co w dobie pandemii nie jest oczywiste...

Tak, dochodzą mnie słuchy z zagranicy, że niektórzy moi koledzy, ścigający się w sportach motorowodnych, tracą wsparcie właśnie w trudnych czasach. Ja dzięki szybkiej reakcji i dostosowaniu modelu współpracy do tej sytuacji przez zespół pracowników PKN ORLEN, kontynuuje przygotowania i doceniam ich ciężką pracę. Jestem przekonany, że dzięki temu, zacytuję tutaj słowa pana prezesa Daniela Obajtka, „wrócimy na areny sportowe jeszcze mocniejsi”. Ważne jest, aby nie tracić nadziei i pozostać skupionym na sportowych celach. Bo jednak dla ludzi, którzy są przyzwyczajeni do intensywnego trenowania, podróżowania i sportowego trybu życia, uziemienie z dnia na dzień może być frustrujące.

Z powodu koronawirusa w kalendarzach wielu dyscyplin sportowych zaszło wiele zmian. Co z wodną Formułą 1, w której Pan reprezentuje nasz kraj?

Pierwsze zawody miały się odbyć 21 marca w Arabii Saudyjskiej, gdzie dotarł nasz kontener z całym sprzętem, wyposażeniem wyścigowym i do tej pory zresztą tam jest. Dopiero teraz będzie opuszczał Arabię Saudyjską.

Wszystko było gotowe – bilety, rezerwacje i dosłownie na kilka dni przed moim wylotem, zawody zostały odwołane, a właściwie przełożone na jesienny termin. Drugi wyścig był zaplanowany na połowę maja w Portimao, w Portugalii i też impreza została przełożona na drugą część sezonu. Czekam z niecierpliwością na ogłoszenie planów wodnej Formuły 1 i zaktualizowanego kalendarza imprez.

Archiwum prywatne Bartka Marszałka

Kiedy to może nastąpić?

Żeby rywalizacja wróciła do normy, granice muszą być otwarte. Piłkarze czy inne ligi narodowe mogą rozgrywki rozpocząć wcześniej, bo odbywają się one w granicy jednego kraju, natomiast w sportach globalnych bez podróżowania nic nie zrobimy. Także cierpliwie czekam i wierzę, że w wakacyjnych miesiącach ten pierwszy wyścig zostanie rozegrany.

Kryzys wywołany przez koronawirusa uderzy w wodny motorsport?

Myślę, że nie. Uważam, że to jest cena współczesności, rozwoju cywilizacji, którą płacimy. Pamiętam jak byłem dzieckiem i podróżowałem z rodzicami i bratem na wyścigi mojego taty. Mam przed oczami te wielogodzinne postoje na granicach i jakieś znaczki w paszportach. Młodzież, która w tych czasach nie żyła, pewnie nie wie, o czym mówię (śmiech). Ale takie czasy były. A teraz są czasy, gdy można wsiąść do samolotu i praktycznie w ciągu jednego, dwóch dni być na drugim końcu świata. Także trzeba na chwilę zwolnić i przeczekać ten wyjątkowy czas, szukając pozytywnych stron izolacji w której się znaleźliśmy.

Na przykład jakich?

Liczę na to, że może ludzie przypomną sobie o wartościach, które zaburzyła pogoń za komercją. Kiedyś społeczność – zarówno w sporcie, jak i poza nim – była bardziej zżyta ze sobą i liczę, że ta sytuacja z pandemią otworzy niektórym oczy. Mamy więcej czasu na spędzanie czasu z rodziną, nadrabianie domowych zaległości, rozwijania pasji, na które do tej pory nie było czasu. Kilka lat temu w domowej piwnicy urządziłem siłownię, w pokoju obok warsztat i nawet teraz do rodzinnego garażu wstawiłem bolid, przy którym pracuję, więc nie narzekam na nudę i cały czas myślę o nadchodzącym sezonie.

Archiwum prywatne Bartka Marszałka

Zmieścił się?

Na styk (śmiech). Dokonuję w nim różnego rodzaju prac montażowych. Przygotowuję go do testów, bo – jak tylko sytuacja pozwoli - mam w planie rozpocząć treningi. Na pewno przed pierwszymi wyścigami chcę zrobić testy motorowodnej Formuły 1 nad Zalewem Zegrzyńskim.

A jak wyglądają pana treningi?

Teraz powiem coś, w co wiele osób nie wierzy. Bo jaw tym sporcie nigdy do tej pory nie trenowałem. Dopiero teraz, dzięki wsparciu PKN ORLEN zaczyna się ten nowy, piękny dla mnie etap, który daje mi szansę rozwoju. Wcześniej, z uwagi na ograniczone możliwości jakimi dysponowałem, przeznaczałem moje fundusze wyłącznie na udział w zawodach.

Problem polega też na tym, że jeden zestaw, którym się ścigam, jest cały czas w podróży. To jest cały kontener, długi na 40 stóp, zapakowany po brzegi. Bo oprócz bolidu jest i namiot, całe zaplecze technologiczne, warsztat i wszystko, co musimy ze sobą mieć. Cała ta machina jest ciągle w podróży między kontynentami, płynie statkiem bądź jedzie na przykład z Europy do Chin pociągiem trzy tygodnie. Także do tego podstawowego sprzętu nie mam przez większość sezonu dostępu. Zespoły F1 H2O, z którymi konkuruję oczywiście mają kilka kompletów i potrafią nawet samolotami wysłać takie łodzie. Ale dysponują wielokrotnie wyższymi budżetami. Mimo wszystko, nawet gdybym dysponował takimi środkami wolałbym je przeznaczać na inne rzeczy.

Dzięki współpracy z PKN ORLEN, która się rozpoczęła w tym roku będę miał możliwość trenowania po raz pierwszy moją drugą łodzią, na którą pracowałem wiele lat. Udało mi się wreszcie sfinalizować jej przygotowanie i od tego roku jest już w Polsce do mojej pełnej, całorocznej dyspozycji. To było moje ogromne marzenie, które właśnie się spełniło.

Będzie można nabrać wprawy za kierownicą?

To jest bardzo ważne, bo moi konkurenci podczas jednej kilkudniowej sesji treningowej prowadzą swoje bolidy więcej niż ja przez cały rok. I to wychodziło później na zawodach, na których jest tylko godzina treningu, podczas którego zawodnik zapoznaje się z trasą i rozgrzewa. Ja tę godzinę wykorzystywałem na robienie eksperymentów, dopasowywanie ustawień silnika itd., a to powinno być robione wcześniej na testach. Ale mimo, że moja kariera w motorowodnej Formule 1 tak się do tej pory układała, że byłem od początku trochę na straconej pozycji w stosunku do konkurentów, to w grudniu ubiegłego roku na zawodach w Szardży w Zjednoczonych Emiratach Arabskich udało mi się stanąć na podium. Myślę, że to wynik mojego uporu, determinacji i dobrych genów po tacie.

To jest dowód na to, że można.

Dokładnie. A teraz dzięki tym testom będę mógł nabierać wprawy za kierownicą, bo naprawdę każde przejechane okrążenie bolidem jest na wagę złota.

Archiwum prywatne Bartka Marszałka

Natomiast druga sprawa jest taka, że będę mógł też sprawdzać rozwiązania i technologie, które wdrażam. Bo fajne jest to, że na wodzie rywalizuję z kierowcami na zawodach, ale też samodzielnie odpowiadam za ustawienia, przygotowania i samodzielnie koordynuję całość przygotowań bolidu. I nie wyręczam się żadnymi usługami firm i ludzi zza granicy, którzy obsługują moich konkurentów. Od początku mojej kariery sportowej wiedziałem, że moja droga będzie inna i muszę wszystko robić sam. Dzięki temu bardzo dużo się nauczyłem. Dziś samodzielnie, przy wsparciu garstki osób, samych Polaków, potrafię złożyć motorowodny bolid F1, który nie tylko odjedzie od pomostu ale też dojedzie na metę na trzecim miejscu, robiąc jednocześnie najszybszy czas okrążenia wyścigu. Pokazaliśmy to na moim ostatnim wyścigu Grand Prix, w Emiratach Arabskich.

Dlatego cieszę się, że jeszcze więcej możliwości się przede mną otwiera. Perspektywa treningów w kraju jest jak prezent dla dzieciaka pod choinkę. Nawet w tej chwili się uśmiecham, jak o tym myślę, bo na pewno jest to wspaniała, nowa droga w tym sporcie.

Biorąc pod uwagę, że jest to dyscyplina mało popularna w Polsce, to żałował pan kiedyś, że na nią postawił?

Nigdy. Ja się wychowywałem na tej dyscyplinie z uwagi na sukcesy i starty taty. Całe moje dzieciństwo było związane z zawodami oraz wyścigowymi łódkami. Oczywiście, też nie było zawsze kolorowo, bo pamiętam, jak ojciec jechał za granicę na jakieś zawody, miał wypadek i nie wracał do domu, bo leżał w szpitalu. Wtedy mama zastępowała obojga rodziców. Jest naprawdę dzielną kobietą, bo życie z takim jednostkami jak ja i mój tata do łatwych nie należy. Trzeba mieć obok siebie partnerkę, która maksymalnie cię wspiera i rozumie tę pasję. Ja mam to szczęście, że u swojego boku mam kochaną i wspierającą mnie narzeczoną, która jest w moim zespole na zawodach i również pracuje na mój sukces.

Paradoksalnie tak drogi sport, który uprawiam utwierdził mnie w przekonaniu, że pieniądze nie są najważniejsze. Nawet gdybym dostał dziś od pani worek złota, to nie zbudowałby on mojej przewagi w tym sporcie. Mam dziś wszystko czego mi potrzeba – przede wszystkim możliwość treningów, startów i myśl technologiczną, która daje mi poczucie bezpieczeństwa i wpływu na mój sprzęt. Ci najlepsi fachowcy i firmy są po prostu wykupywani na wyłączność przez zespoły z Chin, Emiratów Arabskich czy z niektórych krajów Europy. A my wnieśliśmy polską myśl technologiczną i z naszymi rodzimymi zakładami wypracowaliśmy technologię na miarę światowych gigantów. Jako Polak jestem z tego ogromnie dumny.

Oczywiście, wiedziałem, rozpoczynając starty w mniejszych klasach, w których startował mój tata, że mam trochę łatwiej niż dzieciaki, które nie pochodzą z „motorowodnych rodzin”. Bo tata, sześciokrotny mistrz świata swoją wiedzą i doświadczeniem przygotowywał swoje łodzie najlepiej na świecie. Natomiast później, rozwijając się w Formule 2, a potem w Formule 1, brnąłem w to dalej i byłem zdany na siebie. Tata oczywiście do dzisiaj mnie wspiera i jest moim najlepszym przyjacielem, trenerem i ojcem.

Bo to pan pierwszy szlaki przecierał...

Łatwo nie było. Tułałem się po świecie. Potrafiłem wsiąść w samochód i pojechać do Rosji, a później na przykład do Włoch samochodem bez spania. Robiłem po parę tysięcy kilometrów. To są lata mojego życia, zdobywania kontaktów i przychylności ludzi, którzy w niematerialny sposób mogli umożliwić mi drogę do Formuły 1. Bo w tej dyscyplinie chętnych jest dużo więcej niż miejsc.

Jest wielu zawodników, którzy dysponując dużym zapleczem finansowym i sponsorskim starają się wkupić w łaski zespołów, ale to właśnie dowód na to, że się nie da. W Formule 1 liczy się talent i wynik. Ja swoją determinacją, uporem, pasją i potencjałem ująłem tych ludzi swoją autentycznością i tym, że widzieli we mnie potencjał rozwojowy.

Czy pandemia, poza przesunięciem zawodów, pokrzyżowała pana plany?

Jestem optymistą i dowodem na to jest to, że jestem tu, gdzie jestem w tym sporcie. Gdy byłem nastolatkiem to miałem plakaty tych zawodników, z którymi teraz rywalizuję, powieszone na ścianie w pokoju, i patrzyłem na nich, jak na superbohaterów. Była to jakaś niedostępna fikcja dla mnie. A jednak marzenia się spełniają. Dlatego wierzę, że wkrótce życie wróci do normy.

Archiwum prywatne Bartka Marszałka

Gdyby ktoś pół roku temu powiedział mi, że epidemia zatrzyma świat to bym nie uwierzył. Pamiętam, jak w styczniu w mediach społecznościowych oglądałem zdjęcia moich kolegów i koleżanek z Chin, którzy wtedy już byli pozamykani w domach w maskach na twarzach i nie wyobrażałem sobie, by w Europie było tak samo. A trzy miesiące później sam w takiej masce chodzę. Ale patrząc na przykład Chin widzimy, że tam już wszystko powoli wraca do normy. Restrykcje dają efekty. Wierzę, że u nas w wakacje będzie podobnie. Oczywiście, nie będziemy mieć natychmiast imprez masowych, ale dla mnie najważniejsze jest, żeby zostały otwarte granice, żeby można było po prostu wyjechać i się ścigać.

Sporty wyścigowe, takie jak Formuła 1, mają też tę zaletę, że lubi je telewizja. I myślę, że nawet jeśli będzie tak, że kibice nie będą mogli przyjść nad wodę, to zawody będą mogli podziwiać za pośrednictwem mediów masowych. No nie mogę się już doczekać! Rozochociłem się tą rozmową.

Czytaj też:
Bartosz Zmarzlik nie kryje radości. Już nie może się doczekać wyjazdu na tor
Czytaj też:
Anita Włodarczyk w niecodziennej roli. Oto jak spędza czas w okresie pandemii
Czytaj też:
Kuba Przygoński o pandemii: Zapamiętamy to na zawsze