Burza po propozycji premiera, by piesi mieli pierwszeństwo, zanim wejdą na pasy
Dyskusja rozgorzała błyskawicznie, właściwie natychmiast po słowach premiera wypowiedzianych podczas expose. Aktywiści i część ekspertów zaczęli się cieszyć, że wreszcie będzie „normalnie”. Z kolei inni, w tym kierowcy, zaczęli podnosić, że pomysł jest fatalny, zdejmie z pieszych obowiązek uważania, nie liczy się z prawami fizyki (auto nie zatrzymuje się w miejscu).
Eksperci podają przykłady ze świata, które wzajemnie się wykluczają. W jednych krajach (Skandynawia) pieszy ma pierwszeństwo, kiedy dochodzi do przejścia. W innych (Belgia) tak nie jest, a jeszcze inne wprowadziły ten przepis, ale się niego wycofały.
Argumenty ekspertów wykluczają się, zwaśnione strony odmawiają sobie racjonalności, a nierzadko padają zawoalowane lub wypowiadane wprost inwektywy.
Już następnego dnia po expose premiera, w radiowej „Trójce” poseł koalicyjnego wobec PiS Porozumienia Kamil Bortniczuk powiedział, że „to największa kontrowersja z tego expose. Z perspektywy jednego i drugiego użytkownika dróg uważam, że ta regulacja jest nieszczęśliwa”. Bortniczuk dodał, że Porozumienie będzie rozmawiało z premierem o pomyśle udzielenia pieszym pierwszeństwa, zanim wejdą na pasy.
Zatem zdań jest tyle co ludzi, przytaczamy niektóre opinie wypowiadane w sieci.
Skontaktowaliśmy się z kilkoma ekspertami od motoryzacji, by wysłuchać ich zdania, oto, co nam powiedzieli.
Paweł Rygas. Interia. „Przepisom Prawa o ruchu drogowym w ich aktualnym brzmieniu można sporo zarzucić, ale – przynajmniej w kwestii pieszych – wymagają one myślenia od każdego z uczestników ruchu. Niestety, organizacje postulujące zmianę przepisów, jak chociażby „Miasto Jest Nasze” czy „Piesza masa krytyczna” – przy całym szacunku dla słuszności intencji - zdają się zupełnie ignorować artykuł 3.1 Prawa o ruchu drogowym, który obliguje KAŻDEGO uczestnika ruchu do myślenia nie tylko za siebie, ale i innych. Płyną z niego dwie główne zasady: zachowania ostrożności albo – gdy ustawa tego wymaga – szczególnej ostrożności oraz unikania (bądź zaniechania działania!), które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny lub narazić kogokolwiek na szkodę".
Mówiąc prościej - pieszy nie może dziś ot tak wtargnąć na przejście, zmuszając do nagłego hamowania motocyklistę, kierowcę 40-tonowej ciężarówki czy przepełnionego ludźmi autobusu, bo tego typu zachowanie jest - po prostu - niebezpieczne dla innych!
Po wprowadzeniu proponowanych zmian pieszych ustawowo zwolniono by z myślenia, a kierowcy musieliby ponosić PRAWNE konsekwencje ich działań! Przypominam – za spowodowanie wypadku grozi do 3 lat pozbawienia wolności, a w przypadku ofiar śmiertelnych – nawet do 8 lat.
Rzeczywiście – w wielu europejskich krajach, w bezpośredniej bliskości przejścia, pieszy ma pierwszeństwo w już w momencie oczekiwania na przekroczenie jezdni. Problem w tym, że większość z tych państw może się pochwalić zdecydowanie lepszą infrastrukturą – autostradami czy obwodnicami, dzięki którym ciężki transport szerokim łukiem omija zdominowane przez pieszych dzielnice.
Co więcej kraje te mają też zdecydowanie młodszy park pojazdów (droga hamowania!) i drogi w dużo lepszym stanie niż nasze. Wyobraźmy sobie chociażby, że pierwszy – nie zważając na natężenie ruchu – wkracza nagle na przejście przed motocykl czy skuter. Konia z rzędem kierowcy, który uniknie nagłego skoku ciśnienia hamując „awaryjnie” jednośladem na „tarce” czy koleinach przed skrzyżowaniem! W takim przypadku już 40 km/h wystarczy, by zafundować poruszającej się jednośladem osobie nagły skok adrenaliny i wpędzić ją w poważne niebezpieczeństwo! Każda wywrotka skończyć się może przecież złamaniami czy poparzeniem, a przy tym – również – potrąceniem pieszego. O takich scenariuszach zwolennicy zmian zdają się w ogóle nie myśleć!
Nie można też lekkomyślnie zakładać, ze każdy z kierowców zbliżając się do przejścia dla pieszych jest w stanie zauważyć osobę, która wejdzie na nie bez zwolnienia kroku. Tak – przepisy obligują zmotoryzowanych do zachowania „szczególnej ostrożności”, ale ludzki umysł ma ograniczone możliwości percepcji. Wystarczy przecież wbiegający na ulicę pies, nielogiczne oznakowanie (norma!) czy zataczający się kilkanaście metrów dalej pieszy pod wpływem alkoholu, by uwaga kierowcy – zamiast na przejściu – skoncentrowana została na innym zagrożeniu. Stosowanie w takim przypadku odpowiedzialności zbiorowej (kierowca winny z „automatu”) to nie działanie na rzecz bezpieczeństwa ale głupota”.
Artur Bawisz. Business Journal Polska/juror Car of the Year Polska. „Z jednej strony trudno zarzucić premierowi Morawickiemu brak racji. Pieszy, w konfrontacji z pojazdami mechanicznymi, nie stoi na uprzywilejowanej pozycji. Jest oczywiście słabszy i mniej chroniony. Ale, i tu widze spory problem, zacznie sie tzw. egzekwowanie pierwszeństwa. I, o ile przy suchej nawierzchni, kierowcy być może uda się wyhamować przed takim „egzekutorem”, o tyle na śliskim, widzę pewien problem. Trup, niczym w westernach Sergio Leone, może zacząć słać się gęsto. No, bo pieszy miał przecież pierwszeństwo. I nie ma znaczenia, że drogowcy „zaspali”, że jest ślisko, że padało i w kałuży trudno stanąć w miejscu. Nie, to na pewno nie poprawi bezpieczeństwa. Powiem wprost, obawiam się że będzie jeszcze gorzej”....