Filosemityzm bez filosemitów

Filosemityzm bez filosemitów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli sprzeciwiasz się antysemityzmowi, dostajesz etykietkę wielbiciela Żydów lub zgoła krypto-Żyda. Jeżeli krytykujesz filosemityzm, jesteś wrzucany do worka z antysemitami. Nie ma stanów pośrednich
Znaczne opory budzą we mnie oceny faktów, zawarte w odpowiedzi Jerzego Sławomira Maca na list Mieczysława F. Rakowskiego, zamieszczony w numerze 16. Autor listu poprosił o przytoczenie przykładów, uzasadniających stwierdzenie, że "na strunach filosemickich grał z kolei ostatni rząd PRL Mieczysława F. Rakowskiego", postawione w tekście J.S. Maca "Antysemityzm bez antysemitów" (nr 9). Autor artykułu przypomina w odpowiedzi dziesięć posunięć rządu Rakowskiego o rozmaitym charakterze i ciężarze gatunkowym.
Jeśli spokojnie się przyjrzeć wszystkim przytaczanym przez J.S. Maca decyzjom, można o nich powiedzieć tylko jedno: że były to oficjalne kroki zmierzające do uczynienia stosunków polsko-żydowskich bardziej normalnymi po długich latach nienormalności. Warto je zatem przypominać, ale osobiście stroniłbym od określania ich jako "grania na strunach filosemickich". Nie wydaje mi się to trafne, a co gorsza - mam poczucie, że może się to przyczynić do nasilenia i tak gigantycznych nieporozumień, jakie często pojawiają się i w Polsce, i poza Polską, kiedy rozmawia się o stosunkach między Polakami a Żydami. W tych roz-mowach można być tylko antysemitą albo filosemitą. Jeśli sprzeciwiasz się antysemityzmowi, natychmiast dostajesz etykietkę bezkrytycznego wielbiciela Żydów lub zgoła krypto-Żyda; jeżeli krytykujesz filosemityzm, momentalnie jesteś wrzucany do worka z antysemitami. Nie ma stanów pośrednich, czyli - jak zwykle przy dużych resentymentach i nasileniu emocji - nie ma właśnie normalności, do której, jak mi się wydaje, chciał się zbliżyć rząd Rakowskiego, a później niejeden z jego następców.
Myślę, że intencją J.S. Maca nie było dokuczenie M.F. Rakowskiemu, a może nawet w cytowanym zdaniu chciał wyrazić pewnego rodzaju komplement pod jego adresem. Wyszło jednak niezręcznie. Zarówno ta niezręczność, jak i wyczuwalna w reakcji Rakowskiego nerwowość wynikają z włączenia do dyskusji bardzo niejasnego pojęcia "filosemityzm". Jako anegdotkę pozwolę sobie podać informację, że pojęcie to nie występuje ani w "Słowniku poprawnej polszczyzny", ani w trzytomowym "Słowniku języka polskiego PWN", ani w sześciotomowej "Nowej encyklopedii powszechnej PWN", choć antysemityzmowi jest w tej ostatniej poświęcona cała szpalta drobnym maczkiem. Znajdujemy je dopiero w "Słowniku wyrazów obcych" z objaśnieniem: "Sympatia dla Żydów, sprzyjanie Żydom". Potocznie słowo to rozumie się jako przeciwieństwo antysemityzmu. Filosemita (mawia się też "żydofil") byłby zatem kimś, kto równie zaciekle i bezkrytycznie, wbrew oczywistym argumentom i faktom, wspiera i wychwala Żydów, jak antysemita ich tępi. Muszę przyznać, że w tych - nazwijmy to - okolicznościach językowych na miejscu M.F. Rakowskiego też byłbym trochę nerwowy, słysząc, że jako szef polskiego rządu "grałem na strunach filosemickich". Tym bardziej że przytoczone przez J.S. Maca posunięcia tego rządu nie stanowią przekonujących argumentów na rzecz takiej tezy, a jednym z naczelnych problemów w stosunkach polsko-żydowskich pozostaje to, że ciągle nie osiągamy stanu, w którym można spokojnie i obiektywnie mówić o wadach i zaletach oraz o zasługach i błędach obu stron bez popadania w nazbyt łatwe dzielenie się na "żydo- (lub polako-) żerców" bądź "żydo- (lub polako-) adoratorów". Tymczasem osiągnięcie takiego stanu jest zgodne z najlepiej pojętym interesem Polski i osobiście mam poczucie, że co najmniej od czasów rządu Rakowskiego polskie władze interes ten dobrze rozumieją. Dlatego przy ocenie ich decyzji z tej dziedziny trzeba bardzo uważać na słowa. Mogą one zranić, nie zawsze zasłużenie.
Nie każdy musi się zgadzać z wyborami politycznymi Mieczysława F. Rakowskiego. Ja sam dość demonstracyjnie się z nimi nie zgodziłem, opuszczając w stanie wojennym "Politykę" i PRL, przechodząc do sekcji polskiej RFI. Zwykła uczciwość nakazuje jednak przyznać, że w kwestii stosunku do Żydów miał zawsze poglądy jasne, wyważone i prawe. Jeśli za jego czasów, również w okresach najgorszych z tego punktu widzenia, w redakcji "Polityki" była spora grupa osób pochodzenia żydowskiego - zresztą o bardzo różnych opiniach politycznych - to nie dlatego, że Rakowski szczególnie przepadał za Żydami lub spodziewał się z tego tytułu rekompensat z zagranicy, tylko dlatego, że osoby te świetnie pisały. Wspominam o tym, bo może to ułatwić także zrozumienie działań jego rządu w tej domenie: nie były one "filosemickie" i obliczone na poklask, lecz po prostu zgodne ze zdrowym rozsądkiem, a przy tym odpowiadały - w tym wypadku dobrze rozumianemu - interesowi kraju. Jeśli takie decyzje jak podjęcie rozmów z Izraelem na temat przywrócenia stosunków dyplomatycznych uznamy za "granie na strunach filosemickich", okaże się, że sporo rządów na świecie składa się z "żydofilów". Może już czas na wyjście z zaklętego (a może nawet przeklętego) kręgu "filo-" i anty-"?

Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.