Wolność przez łzy

Wolność przez łzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powieść Grzegorza Strumyka kreuje nowy mit bezdomności


Dawno nie zdarzyło mi się płakać nad książką. Kiedy skończyłam czytać "Łzy" Grzegorza Strumyka, ze zdumieniem stwierdziłam, że jestem spłakana jak bóbr. Miałam pretensje do autora za bezceremonialnie sentymentalny tytuł i niebywały wprost liryzm opowieści ukazującej bezdomne życie nie do wytrzymania, lecz pełne godności, a nawet dumy. Przywykliśmy traktować bezdomnych jako ludzi wykolejonych, rozpitych, groźnych, którzy sami sobie zgotowali ten los. Tymczasem w utworze Strumyka dwoje młodych ludzi to istoty zakochane w życiu potwornie ciężkim, ale wolnym, mającym olśnienia, intensywność i sens.

W pustym zimnym magazynie (gdzie bohater ma jakoby wiosną zostać stróżem) tworzą swój wewnętrzny dom, którego nie mogli znaleźć w blokowych mieszkaniach pod opieką czujnych, despotycznych lub nadtroskliwych matek, bezwzględnie wymagających posłuszeństwa i miłości. Uciekli od tamtego świata w zapewne ryzykowną, nieco patologiczną, ale prawdziwą wolność. Tutaj mogą być tacy, jacy są: milczący, pozornie oschli, lecz w istocie czuli. Mogą widzieć świat po swojemu. "Widzieć" to słowo klucz. Patrzenie organizuje wrażliwość i wyobraźnię bohaterów. Wszelka wiedza jest bowiem zawsze niepewna, działanie bywa piekłem wybrukowanym dobrymi chęciami, słowa potrafią więcej zakryć niż odkryć. Ich styl myślenia i przeżywania jest może dziwny, na pewno niekonwencjonalny, ale autentyczny i bardzo poruszający. Obcuje się z tymi bezdomnymi jak z kimś, kto buduje własny dom od dymu z komina (jak w pięknym wierszu Staffa).
Grzegorz Strumyk pięknie pisze na okładce: "Być może bezdomności doświadcza każdy, kto najgłębiej pragnie domu. Ze zdarzeń nieuchwytnych, prawie niewytłumaczalnych - jak mowa milczenia, ciasnota własnego ciała, spojrzenie psa - buduje swój dom. Może pewniejszego domu nie ma". To właśnie tak ujęło mnie przy lekturze. Bo przecież przekonanie, że najgłębszą potrzebę domu można zaspokoić, ryzykując aż tak wiele i pozbawiając się wszystkiego poza wiernością cenionemu sposobowi życia, jest niezwykłe.
Strumyk (urodzony w roku 1958) debiutował zbiorem opowiadań "Zagłada fasoli" (1992 r.). Opublikował też "Kini-lino" (1995 r.) i "Podobrazie" (1997 r.). Jest autorem tomiku poezji "Bezspojrzenie" (1994 r.). Uprawia także malarstwo i fotografię, co może budzić podziw dla jego aktywności i różnych rodzajów wyobraźni. Wydane przez W.A.B. "Łzy" cechuje mistrzostwo konstrukcji fabuły, umiejętność połączenia brutalności ludzkich zachowań z subtelnością i czułością obecną w sercach, choć rzadko i niechętnie ujawnianą. Grzegorz Strumyk z psychologicznym wyczuciem i artystycznym talentem tworzy cykle sytuacyjne charakteryzujące tak nietypowych i ciekawych bohaterów. Oto jeden z ich szkiców portretowych: "I nie mówi, na czym jej zależy. Jedna. Człowiek. Została z nim. Nie wiedział, czy mogła inaczej żyć, bo on nie mógł inaczej. Nie chciał nikogo krzywdzić, ale dom pusty jest czasem błogosławieństwem, zawsze może ktoś wejść do niego. Rodzice często jak mordercy zapełniają go swymi ofiarami. Dlaczego tak żyją. On, któremu przed czterdziestką słowa rozchodzą się po głowie, musi ich szukać, by od początku nazywać nazwane wcześniej ludzkie rzeczy, które często już tylko widzi, nie chce mówić, zapomina mówić. Ona, która mówi jeszcze mniej od niego, a wszystko, o czym nie mówi, widać po niej, aż boli, że człowiek nie może milczeć. Są jak młodzi w swoim pierwszym własnym domu, magazynie, gdzie pozwolono im zamieszkać...".
Nie mają dosłownie nikogo, niczego, są wolni aż do absurdu, do samorealizacji połączonej z samozatratą. Mają tylko psa chodzącego własnymi ścieżkami, ale wracającego do nich. Uroda ich prymitywnego życia to ów pies, nazywany Facetem, blaski i cienie na szybkach magazynu, chodzenie po mieście dla samego chodzenia, panowanie nad zimnem i głodem, co niekiedy przypomina doświadczenia niemal mistyczne (jak w "Głodzie" Knuta Hamsuna). To konkretna i zarazem alegoryczna końcowa scena w łaźni, gdzie zostaje z nich zmyty cały brud ciał oraz brud świata, na który nie potrafią się przecież zgodzić i wbrew jego zasadom prowadzą swe szalone życie.
Trzeba dzisiaj mieć pisarską odwagę, żeby pozwolić swoim bohaterom po prostu płakać. Grzegorz Strumyk wielokrotnie ukazuje w powieści łzy, eksponuje je w tytule. "Moglibyśmy inaczej żyć - powiedział przez łzy. Popłynęło ich nawet może więcej. Zatrzymał". Ale niekiedy łzy płyną swobodnie, bo są jak słowa, których nigdy by się nie powiedziało. Wstrząsająca scena w łaźni jest nimi wypełniona: "Chwyciła mocno jego dłoń, ścisnęła i trzymała. Płakał. Właściwie nie był to płacz. Łzy wypływały, jakby człowiek był nimi wypełniony. Na początku chciał ukryć. Później już nie, jak nie można ukryć własnego oddechu".
W tej lirycznej opowieści ludzie odsłaniają zarówno swoją krańcową nieczułość, jak i rozczulenie nad sobą, nad innymi, nad życiem. Łzy są częścią osobowości, nie należy ich hamować ani się ich wstydzić. Nie do wiary, że młody pisarz nie zawahał się tego ujawnić.

Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.