W 2019 roku do Polski wjechało ponad milion używanych samochodów (głównie z Niemiec, Francji, Belgii i Włoch). Ich sprowadzaniem, rejestrowanie i handlem zajmuje się tysiące osób w Polsce. Właśnie zajrzało im w oczy widmo bankructwa.
W związku z epidemią COVID-19 sytuacja osób zajmujących się handlem samochodami jest bardzo trudna. „W normalnym stanie funkcjonujemy obracając samochodami i gotówką. Bywają gorsze chwile, ale przeważnie jest to sezonowy spadek sprzedaży. Praktycznie w ciągu całego roku coś sprzedajemy i nawet jak nie zarabiamy, jesteśmy w stanie funkcjonować czerpiąc środki z obrotu – czytamy na stronie Stowarzyszenia Komisów.
Sezon wiosenny, który właśnie się rozpoczyna, powinien być dla właścicieli komisów „żniwami”. Przygotowali się do niego kupując większą ilość pojazdów. Przedsiębiorcy wydali na nie większość posiadanych pieniędzy. Jednak po pojawieniu się epidemii sprzedaż samochodów w jednej chwili spadła praktycznie do zera. Niestety większość drobnych firm nie ma oszczędności, z których można by zaczerpnąć na przetrwanie.
„Wszystkie pieniądze mamy w towarze. Część firm chętnie sprzedałoby auto nawet ze sporą stratą, żeby odblokować gotówkę na wypłaty dla pracowników, opłaty i życie. Niestety w wielu miejscach w kraju uniemożliwiają to wydziały komunikacji” – mówią właściciele komisów
Stowarzyszenie przygotowało ankietę dla swoich członków. Jak się okazało w Polsce tylko 1 proc. wydziałów komunikacji działa normalnie. Z otrzymanych od przedsiębiorców informacji wynika, że zdecydowana większość (75 proc.) wydziałów komunikacji nie rejestruje pojazdów używanych. Część (21 proc.) rejestruje tylko fabrycznie nowe pojazdy, a reszta (54 proc.) nie rejestruje żadnych pojazdów.
Tego typu działanie dla właścicieli komisów oznacza rychłe bankructwo.
Czytaj też:
Branża importerska na skraju katastrofy. Przestajemy przywozić autaCzytaj też:
Mamy nowy rekord w imporcie gratów