Takich historii – konfliktu klienta z wielkim przedsiębiorstwem – jest sporo. Zazwyczaj zaczyna się od awarii. Tak było i w tym przypadku. Norweg Henrik Svindal kupił samochód, popularną w jego ojczyźnie Teslę Model X, by używać jej jako taksówki.
Nie poszło dobrze, samochód z firmy Elona Muska zepsuł się dość szybko. Trafił do serwisu, został naprawiony i oddany właścicielowi. A potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze. Wreszcie okazało się, gdy Norweg stracił już cierpliwość, że Tesla była w warsztacie 11 razy w ciągu 9 miesięcy.
Henrik miał z tego powody miesiąc wyjęty z pracy, przez ponad 30 dni nie zarabiał. Pozwał więc Amerykanów (ich norweskiego importera) do sądu, z żądaniem rekompensaty. Stwierdził w pozwie, że naprawy były markowane.
Tesla nie chciała kłopotów i poszła na ugodę. Zgodziła się na wypłacenie 3 tys. koron norweskich za każdy dzień postoju. Ale to nie był koniec, znów doszło do awarii, ale tym razem Henrik po prostu wysłał firmie rachunek na 120 tysięcy koron.
Importer Tesli powiedział, że nie zapłaci. Henrik Svindal znów zwrócił się więc do sądu. Doszło do rozprawy, taksówkarz wygrał, dostał wspomnianą kwotę. W zamian za odkupienie samochodu Model X, po wyższej cenie niż cena zakupu, musiał jednak podpisać deklarację, że nigdy nie będzie posiadał już żadnego samochodu marki Tesla.
Czytaj też:
Radykalny spadek sprzedaży Tesli w Europie