Starsi czytelnicy pamiętają, ale młodszym trzeba to wyjaśnić. Jak wszystko w PRL (lub większość), pewne sprawy działały patologicznie. Ze względu na niedobory po samochód nie szło się do salonu lub dealera, ale dokonywało się przedpłat. Kto chciał mieć dużego Fiata (Fiata 125p, a potem FSO 1500) lub Malucha (Fiata 126p) zakładał książeczkę oszczędnościową i wpłacał na nią systematycznie pieniądze.
Samo wpłacenie stosownej kwoty (Maluch kosztował równowartość 20 średnich pensji) nie wystarczało. Trzeba było jeszcze wziąć udział w losowaniu. Jeśli miało się szczęście, auto można było odebrać, oczywiście po uregulowaniu opłat.
Polak wpłaca i czeka
Efekt był taki, że niektórzy Polacy latami wpłacali i latami czekali, ale się nie doczekali, ponieważ upadł komunizm. Samochody zaczęto kupować normalnie, jak dziś. Kto miał pieniądze, szedł do salony, kto ich nie miał, mógł marzyć dalej.
Tymczasem niezrealizowane książeczki nie przestały być ważne. W tym sensie, że w 1996 roku uchwalono ustawę, która dawała gwarancję zwrotu pieniędzy (zrewaloryzowanych). Część osób skorzystało, inni nie. Książeczki zostały spłacone albo wciąż leżą po polskich domach.
Państwo płaci za marzenia
Jednak Ministerstwo Finansów nie zapomniało o sprawie i 8 lutego 2021 roku ogłosiło, ile można dostać rekompensaty za wspomniane auta, dużego Fiata i Malucha. Takie ogłoszenia w formie obwieszczenia resort publikuje zresztą co kwartał.
Zatem wedle ostatnich wyliczeń:
-
za Malucha państwo płaci 13 852 zł
-
a za FSO 1500 (następcę Fiata 125p) 19 629 zł
Jak podaje Money.pl w ustawie z 1996 roku nie ma terminu umorzenia roszczeń. Zatem można książeczkę jeszcze potrzymać. W kolejnych kwartałach za duże Fiaty i Maluchy (a raczej marzenia o nich) państwo odda jeszcze więcej.
Czytaj też:
Pierwsza wizyta dziecka u dentysty: jak przebiega i kiedy je na nią zapisać?
Fiat 126p czyli Maluch