Światowy kryzys na rynku podzespołów samochodowych coraz mocniej daje się we znaki producentom pojazdów. Popyt na części zamienne planowali wykorzystać pracownicy jednej z fabryk koncernu Stellantis, którzy ukradli z taśmy produkcyjnej ok. 200 wtryskiwaczy. Proceder ten mógł nawet zamrozić produkcje na jakiś czas, na szczęście odnaleziono sprawców.
Dorabiali do pensji
Jak donosi portal Autokult.pl z fabryki w Trémery regularnie znikały wtryskiwacze wykorzystywane w produkcji aut koncernu Stellantis. Sprawcami tych „zniknięć” okazało się dwóch, w ich mniemaniu sprytnych pracowników, którzy postanowili w ten sposób dorobić do pensji. Straty poniesione w wyniku tego procederu fabryka wyliczyła na ok. 40 tys. euro (ok. 185 tys. zł). Gdyby liczba skradzionych części była wyższa, fabryka mogłaby stanąć z powodu braku komponentów do produkcji aut.
Złodzieje wpadli po tym, jak system fabryki wykrył nieprawidłowości w liczbie podzespołów, a do tego kto jest winny pozwolił dojść zapis z monitoringu. Obaj pracownicy w trybie natychmiastowym zostali zwolnieni z pracy, a sprawa trafiła przed lokalny sąd.
Czytaj też:
Polska premiera Maserati Grecale. Byliśmy, więc wiemy ile już kosztuje nowy SUV z trójzębem na masce