Nigdy nic mnie tak nie rozbraja podczas zagranicznych wakacyjnych podróżny samochodem, jak powrót na łono ojczyzny. I nie chodzi tu, że odczuwam wzruszenie, dotykając kołami samochodu ojczystej ziemi.
Ani nawet o to, że np. wreszcie widzę lepiej znaki pionowe – bo Słowacy robią swoje o 1/3 mniejsze i wypatrzeć, gdzie zaczyna się u nich obszar zabudowany nie jest wcale czasem tak łatwą sztuką. Z drugiej strony: malują sobie jedną linię ciągłą rozdzielającą pasy w przeciwnym ruchu, a nie dwie jak Polacy. Bo skoro linii nie można przejechać, to i jedna wystarczy. Farby mniej o 50 proc., a działa. W Polsce urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury mają na to niezmienną od 30 lat odpowiedź: „to się nie da”.
Chodzi o ten wielki przepiękny znak, który oznajmia w skrócie kierowcom zza granicy, jak to u nas jest z przepisami drogowymi.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.