Bardzo drogie paliwo stało się już powoli stałym elementem życia polskich (i nie tylko) kierowców. Inflacja, wojna na Ukrainie i koszty surowców na rynkach światowych wpływają na to, że na stacjach benzynowych trzeba płacić rachunki, które jeszcze niedawno wydawałyby się absurdalnie wysokie. Dziś to codzienność.
Sytuacja do końca roku
Czy paliwo może być tańsze? Perspektywy na znaczący spadek cen są raczej niewesołe. Istnieje za to możliwość dalszego wzrostu kosztów za litr „bezołowiowej” czy oleju napędowego. Czy rząd może coś zrobić, by kierowcy nie płacili tak dużo? Pewną metodą jest obniżanie podatków. Tak działa tzw. tarcza antyinflacyjna. Obniża ona VAT na paliwo z 23 proc. do 8 proc. Pierwotnie, zmiany miały obowiązywać do 31 października. Jak donosi Autokult.pl, prezydent Andrzej Duda podpisał jednak ustawę, w myśl której tarcza – dzięki której wzrost cen paliwa zostaje nieco zahamowany – będzie obowiązywać co najmniej do końca roku.
Istotnie niższy podatek z pewnością wpływa na to, jakie liczby wyświetlają się na tablicach świetlnych przy stacjach, na których kierowcy tankują swoje samochody – a to pośrednio wpływa też na ceny w całej gospodarce. Gdyby nie podpis prezydenta Dudy, opłaty wzrosłyby już teraz.
Marne prognozy na 2023 rok
Jednak podwyżek możemy się spodziewać 1 stycznia 2023 roku. Jeśli sytuacja na świecie się nagle znacząco nie poprawi, eksperci – np. Grzegorz Maziak cytowany przez „Fakt” – wskazują, że ceny po powrocie stawek podatku do pierwotnej wartości mogą sięgnąć nawet 9,50 zł za litr. Pora przyzwyczajać się do jeszcze większych wydatków na paliwo. Czy ceny mogą przekroczyć 10 zł za litr? Nic nie jest – niestety – niemożliwe. Póki co, cieszmy się względnie niskimi stawkami. Być może wkrótce zatęsknimy za benzyną po 6,50-7 złotych i za olejem napędowym po 8 złotych.
Czytaj też:
Co z tańszym węglem od samorządów? Jest decyzja SejmuCzytaj też:
Benzyna jest droga, ale politycy ceny nie zmienią. Ani PiS, ani Tusk nie są winni