Auto.Wprost.pl: W perspektywie mamy 2035 rok i koniec sprzedaży aut z silnikami spalinowymi, przynajmniej na terenie Unii Europejskiej. Czy kiedy ten dzień nadejdzie, to układ sił w motoryzacji będzie taki, jak teraz, czy będziemy mieli do czynienia z zupełnie inną sytuacją na rynku?
Emil Dembiński, szef Volvo Car Poland: Zostało nam 12 lat do tego dnia. W mojej opinii to dość długo. Wydaje mi się, że jako ludzie zajmujący się samochodami przeceniamy to, co stanie się w krótkim terminie, a nie doceniamy tego, do czego dojdzie długoterminowo. Krótko mówiąc, zdarzy się dużo do tego czasu. Elektryki będą rządzić już niepodzielnie, nawet jeśli paliwa syntetyczne zadomowią się na rynku. W tej chwili to jest technologia, która jest zupełnie nieopłacalna, przy koszcie produkcji 50 euro za litr. W przypadku Volvo elektryki jako jedyna możliwość wyboru to rok 2030.
Wracając do sedna pytania, do 2035 roku zmieni się dużo, ale to już nie będzie dotyczyło proporcji między elektrykami, a autami spalinowymi, bo to będzie rozstrzygnięte. Dużo ważniejszym wówczas polem bitwy rynkowej będzie temat samochodów autonomicznych. To będzie ta zmiana, która okaże się decydująca i ona może rozstrzygnąć o układzie sił na kolejne dekady.
Auto.Wprost.pl: O autonomicznej jeździe w tej chwili nie mówi się aż tak dużo.
Emil Dembiński: To prawda. Temat wyparły inne sprawy i zrobiło się nieco cicho. Ale tak jak powiedziałem na początku: 12 lat to jest bardzo długo. Rozwój nowych technologii postępuje błyskawicznie, o czym niech świadczy rozwój sztucznej inteligencji (AI). Jeśli jazda autonomiczna, nad którą wszyscy pracują, zostanie postawiona w centrum zainteresowania, postęp będzie błyskawiczny.
Kto przetrwa rewolucję
Auto.Wprost.pl: Czy w motoryzacji możemy mieć analogiczną sytuację do innych przemysłów. Są firmy, które nie doceniły tempa zmian albo ich kierunku, bardzo poważne firmy. I one praktycznie zniknęły z rynku. Mówię o Kodaku, czy Nokii. W motoryzacji też może się coś takiego stać?
Emil Dembiński: Nie sądzę. Jak na razie wydaje mi się, że wszyscy widzą i inwestują w elektromobilność i rozwój technologii łączności. Jedno robią to wolniej, inni szybciej, ale nie ma podmiotu, który zaprzeczałby kierunkowi zmian lub szedł pod prąd.
Niemniej po raz kolejny powtarzam: 12 lat w biznesie to bardzo długo, w tych czasach. Czy wszystkie elektryczne start-upy przeżyją? Zapewne nie. Ale na ich miejsce pojawią się takie, o jakich jeszcze dziś nawet nie wiemy.
Zmiany, które dzieją się w samochodowym biznesie, są największymi w historii. Jesteśmy tak naprawdę jej świadkami. Zmienia się wszystko, cały ekosystem dostaw, produkcji, programowania, szukania rozwiązań. To już od jakiegoś czasu nie jest świat czterech kółek: silnika, kół, zawieszenia i designu.
Auto.Wprost.pl: Jak w tym zmieniającym się świecie odnajduje Volvo?
Emil Dembiński: Nie mam wątpliwości, że w dzisiejszych czasach, obecności na rynku liderów, średniaków i rozpaczliwie ich goniących firm, które niejako „zaspały”, my jesteśmy w gronie liderów. To nie są puste słowa, ponieważ na elektromobilność postawiliśmy znacznie wcześniej.
Oznacza to, że mamy dokładne plany zakończenia produkcji aut spalinowych i przejścia na auta w pełni elektryczne. I nic nie dzieje się w Volvo przypadkowo. To jest dokładny plan. Teraz jesteśmy w etapie przejściowym, gdzie cała gamą aut zostaje zelektryfikowana. Po niej nastąpi etap pełnego już wyłącznie nowej platformy.
Te decyzje centrala Volvo podjęła już kilka lat temu. I te kilka lat właśnie się dzieją, w momencie w którym rozmawiamy. Jesteśmy w awangardzie zmian.
Auto.Wprost.pl: Czy klient Volvo, światowy, ale i polski, jest gotowy na to, co uważasz za nieuchronne, przejście na bezemisyjny transport?
Emil Dembiński: Wydaje mi się, że zdecydowanie tak. Kiedyś klient Volvo był tym, któremu zależało przede wszystkim na bezpieczeństwie i pewnym braku ostentacji. To z tego powodu Volvo było (ale i jest) wybierane. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
Nie mam wątpliwości, że to pozostanie podstawą naszej pracy także w erze „postspalinowej”. Niemniej obecni i przyszli klienci Volvo będą dużo bardziej wyczuleni na sprawy środowiska, zeroemisyjności, niż „średnia światowa”. Od zawsze byliśmy i pozostaniemy firmą skandynawską, notowaną na giełdzie w Sztokholmie, której bliskie są właśnie te skandynawskie wartości.
Volvo jest i pozostanie marką premium. To oznacza, że naszych klientów, sytuowanych powyżej średniej, będzie stać na kupno aut nowej ery: elektryków, aut bardzo zaawansowanych technologicznie, pionierskich. Z definicji takie samochody są droższe, ponieważ wyznaczają kierunek zmian.
Zmiany dzieją się teraz
Auto.Wprost.pl: Już teraz to się dzieje. Samochody elektryczne są kupowane przez posiadaczy domów jednorodzinnych, osoby zamożniejsze, często jako drugie auta. Z badań wynika, że to zamożna część społeczeństwa napędza przejście na elektromobilność w warunkach wciąż dużego niedoboru stacji ładowania.
Emil Dembiński: Tak właśnie jest. I z tego co wiem klienci właśnie Volvo chętnie przesiadają na elektryki w taki sposób. Najpierw są to dla nich drugie auta, do poruszania się na krótszych dystansach. Kiedyś staną się jedynymi. Natomiast ich świadomość ekologiczna stoi na zdecydowanie wysokim poziomie. Nasza planeta jest na liście ważnych dla nich rzeczy.
W etapie przejściowym tę świadomość widać, kiedy klienci wybierają samochody plug-in i zwykłe hybrydy. Już teraz chcą poruszać się w sposób przyjaźniejszy dla środowiska.
50-60-latkowie tego nie czują aż tak bardzo, ale już 30-40-latkowie jak najbardziej. Chociaż nie chciałbym szufladkować żadnej grupy wiekowej, bo świadomość ekologiczna trochę bardziej zależy od konkretnego człowieka, a nie tego, ile ma lat.
Auto.Wprost.pl: No właśnie, niedawno Volvo zdecydowało się na dość radykalny ruch, poszło pod prąd pewnym opiniom, ograniczając prędkość maksymalną we wszystkich swoich autach do 180 km/h. Wielu prorokowało, że to może okazać się fatalny ruch.
Emil Dembiński: Czas pokazał, że nie był. Pewnie, ja też słyszałem, że „nie kupię już Volvo”. Obawy koncernu dotyczyły głównie rynku niemieckiego, my też trochę się denerwowaliśmy. Jednak liczby wskazują, że nic złego się nie stało. Od Volvo nie odpłynęła grupa „maniaków prędkości”, co prorokowali pesymiści lub osoby nam nieżyczliwe.
Nasi polscy klienci tak naprawdę tego nie zauważyli. Oni nie są wariatami drogowymi. Wiedzą, że prędkość w Polsce na poziomie 180 km/h i tak jest nielegalna.
Tak, jednostkowo znam takie osoby, które uznają, że „odebraliśmy im wolność”, głównie pędzenia po niemieckich autostradach. Ale globalnie okazało się, że niewielu osobom to przeszkadza, bo i tak, ze względów ekonomicznych i bezpieczeństwa, nawet nie zbliżają się do granicy 180 km/h. Nawet w Niemczech.
Auto.Wprost.pl: Skupmy się na chwilę na polskim rynku samochodów premium. Auta z wyższej półki, do których zaliczamy Volvo, w naszym kraju stanowią już 20-25 proc. rejestracji nowych samochodów. Czy jesteśmy aż tak bogaci? Czy wyjaśnienie jest inne?
Emil Dembiński: Przez ostatnie 30 lat, jako kraj, dokonaliśmy ogromnego postępu. Tak, jesteśmy bogatszym społeczeństwem, dzięki własnej pracy i korzystnym okolicznościom, czyli wejściu do Unii Europejskiej. Bardzo często tego nie doceniamy, lubimy narzekać. Myślę, że w związku z wojną w Ukrainie i tym co się od czasu jej wybuchu stało, pewne informacje statystyczne do nas dochodzą. Widzimy naocznie, jakiego postępu dokonaliśmy.
Druga sprawa to finansowanie. Teraz akurat, w związku z symptomami kryzysu, jest ono drogie, bo pieniądz jest drogi. Ale wcześniej było inaczej i tak też będzie, jak cały ten dołek się skończy. Dzięki temu finansowaniu: leasingowi i wynajmowi, przedsiębiorcy, odpowiedzialni za zakup 75-80 proc. aut nowych, mogą sobie pozwolić na wozy z wyższej półki.
Auto.Wprost.pl: Polski rynek jest dość nietypowy.
Emil Dembiński: Bardzo! Auta kupuje się głównie na firmy, finansowanie to leasing, choć nie tylko. Z punktu widzenia instytucjonalnego nabywcy, różnica w racie miesięcznej na poziomie 500 zł nie ma znaczenia. A taka różnica odróżnia auto premium od masowego. Stąd rosnąca popularność nowych aut premium.
Z drugiej strony, to nieco fałszywy obraz. Polski rynek to ok. 0,5 miliona aut nowych i ok. 1 mln używanych rocznie. Sprzedaż nowych aut premium, jeśli doda się te dwie liczby do siebie, nie stanowi zatem aż tak dużego odsetka.
Auto.Wprost.pl: Polacy uważają auta premium, w tym Volvo, za symbol statusu?
Emil Dembiński: Też, to się nie zmieni. Zakup samochodu to drugi największy wydatek w budżecie. Marka i jakość auta daje poczucie prestiżu. Czasami to prestiż bardziej kłujący w oczy, innym razem mniej, jak w przypadku Volvo. Ale zawsze istnieje.
Auto.Wprost.pl: Jak Volvo traktuje to, że dostarcza prestiżu? Mercedes-Benz, wasz konkurent, postanowił niedawno, że będzie ograniczał produkcję swoich aut tańszych, na rzecz droższych i najdroższych. Żeby jeszcze bardziej uwidocznić status swoich klientów. Volvo zdaje się postępować odwrotnie.
Emil Dembiński: To wynika z naszego skandynawskiego DNA. Nie mamy aut za ponad milion złotych. Najdroższy model Volvo w Polsce kosztuje ok. 0,5 mln zł, ale to już po wyposażeniu go we wszystko, co możliwe. Nasi konkurenci oferują auta ponad dwukrotnie droższe.
Wydaje mi się, że to zawsze odróżniało Volvo od niemieckiej konkurencji. Byliśmy i będziemy mniej ostentacyjni, bardziej stonowani. Co nie znaczy, że mniej prestiżowi. Epatowanie bogactwem nigdy nie było cechą klientów Volvo.
Nieco żartując: kiedy posiadacz Volvo jedzie do klienta podpisać kontrakt, to ów klient nie jest zły, że zapłacił mu za dużo. O posiadaczach samochodów naszych konkurentów bardzo często nie można tego powiedzieć.
Auto.Wprost.pl: Ostatnie pytanie: przez dziesięciolecia Volvo kreowało się na najbezpieczniejszą markę świata. Klienci kupili ten obraz. Ale teraz wkraczamy nową erę. Co w takim razie zostało do zrobienia. Poprawianie bezpieczeństwa jest chyba tylko jedną z form rozwoju?
Emil Dembiński: Z pracy nad poprawą bezpieczeństwa nigdy nie zrezygnujemy, bo to kolejny element naszego DNA. Już teraz we flagowym EX90, potężnym aucie elektrycznym montujemy lidar, który integruje lasery, czujniki i kamery, a do tego komputer, który przelicza tę moc danych. Lidar jest w stanie zapobiec wypadkom, kiedy kierowca nie jest w stanie zobaczyć tego, co dzieje się na drodze.
Wydaje mi się, że na drodze Volvo, poza inwestowaniem w przejście na elektromobilność, będzie też inwestowanie poprawianie software’u. Nasze samochody będą się uczyć i rozwijać już po zjechaniu z taśm w fabryce. Nasza inwestycja w ośrodek technologiczny w Krakowie, jest tego dowodem.
Czytaj też:
Samochody z górnej półki w Polsce. Rekordowy miesiąc w historii polskich salonówCzytaj też:
Technologiczny hub Volvo w Krakowie ma już szefa. Można ubiegać się o pracę