Śledztwo w sprawie oszustw Renault trwało od 2017 roku. Wtedy właśnie śledczy nabrali podejrzeń, że także francuski państwowy gigant ma coś na sumieniu. Teraz do sądu trafił oficjalny akt oskarżenia, podsumowujący wieloletnie i kompleksowe śledztwo. Zarzuty wobec Renault są poważne, firma miała instalować w swoich autach oprogramowania do wykrywania faz homologacji i ich zniekształcania.
Chodzi o emisje spalin
Te oszustwa, jak czytamy w „Le Figaro”, miały ten sam cel, który miały oszustwa Volkswagena. Miały obniżyć wskazania dotyczące emisji szkodliwych dla środowiska spalin.
Samo śledztwo zostało zalecone przez francuskie ministerstwo gospodarki i finansów. To resort poprosił Generalną Dyrekcję ds. Konkurencji, Konsumpcji i Kontroli Oszustw (DGCCRF) o zbadanie diesli producenta.
Renault twierdzi, że jest niewinne
Renault, ustami dyrektora ds. badań Gillesa Le Borgne’a, zaprzecza oskarżeniom, twierdząc, że „nie było strategów oszustwa”.
Tymczasem przed procesem koncern musi zapłacić kaucję (20 mln euro) i gwarancję bankową na pokrycie szkód (60 mln euro). Przypomnijmy, że Dieselgate „kosztowała” Volkswagena ok. 30 miliardów dolarów.
Czytaj też:
Mercedes i dieslowskie oszustwo. Firma zapłaci 1,5 miliarda dolarów kary