Aferę Dieselgate – nielegalne montowanie oprogramowania do oszukiwania w testach na emisję trujących substancji – rozpętał w 2015 roku Volkswagen i to ten koncern winiony jest za wszystko, co potem nastąpiło. Niedawno pisaliśmy zresztą, że niemiecka prokuratura skierowała oskarżenie wobec topowych menedżerów z zarządu firmy (choć nie za oszukiwanie na testach, tylko wprowadzanie w błąd akcjonariuszy).
Co zatem do sprawy ma Daimler? Okazuje się, że za uszami – o czym mówi się od początku afery – mają wszyscy. Prokuratura z Niemiec oskarżyła koncern ze Stuttgartu o sprzedawanie aut (ponad 684 tys.), których emisje nie były zgodne z prawem dotyczącym emisji, głównie chodzi o tlenki azotu. Auta sprzedawano począwszy od 2008 roku, a prokuratorzy prowadzili postępowanie od początku 2019 roku.
Daimler nie jest pierwszą firmą, która musi zapłacić za oszustwa. Wcześnie grzywnę dostał od sądu Volkswagen i Porsche (535 mln euro), potem także Bosch (który dostarczał części) – 90 mln euro.
Grzywną w wysokości 870 mln euro ukarał teraz Daimlera sąd. W uzasadnieniu stwierdził, że firma rażąco naruszyła obowiązki nadzorcze jeśli chodzi o certyfikację aut. To nie wszystko, sąd stwierdził też, że grzywna nie ma wpływu na dochodzenie w sprawie odszkodowań dla oszukanych klientów. Im Daimler będzie musiał zapłacić oddzielnie.
Co ciekawe, koncern postanowił nie odwoływać się od wyroku, zapłaci całość. A akcjonariusze zostali poinformowani, że zysk za III kwartał będzie taki, jaki był planowany.
Prawdopodobnie firma zakładała, że proces przegra i niemal 1 miliard euro miała odłożone.
Czytaj też:
Diesle jednak zdrowe. Nawet te stare