Rąbień pod Łodzią. Wiadomo ile miał we krwi kierowca „latającego Suzuki”

Rąbień pod Łodzią. Wiadomo ile miał we krwi kierowca „latającego Suzuki”

Kierowca przeleciał 64 metry
Kierowca przeleciał 64 metry Źródło: Facebook
To był najsłynniejszy wypadek ostatnich miesięcy. Kierowca Suzuki Swifta przeleciał nad rondem w Rąbieniu pod Łodzią i wylądował na terenie pobliskiego. Potwierdziło się, że był pijany.

Joanna Kącka, rzeczniczka prasowa Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi, potwierdziła, że sprawca wypadku w Rąbieniu pod Łodzią był nietrzeźwy, miał 2,8 promila alkoholu we krwi (został zbadany 3 godz. po wypadku).

Tutaj można zobaczyć jego lot, a przynajmniej start do lotu, który zakończył się na terenie parafii.

facebook

Przypomnijmy. Do wypadku doszło w Niedzielę Wielkanocną około godziny 18:20. Kierowca Suzuki Swifta przejechał na wprost przez rondo ks. Kanonika Andrzeja Mikołajczyka, z dużą prędkością. Podwyższenie wybiło go tak, że ściął drzewo na wysokości 7 metrów (sic!), po czym wylądował na terenie parafii pw. Zwiastowania Pańskiego.

Na miejsce przyjechały aż cztery jednostki straży pożarnej. Ranny kierowca znajdował się w zakleszczonym pojeździe. Najpierw strażacy musieli go zeń wyjąć, a potem przekazali ratownikom w karetce, którzy zawieźli ofiarę (i sprawcę) do szpitala. Ma uraz głowy i uszkodzony kręgosłup.

– Samochód wypadł z drogi i wpadł na ogrodzenie kościoła – powiedział dyżurny Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi. – Mężczyzna, który kierował samochodem, zakleszczył się w samochodzie. Wydobyliśmy go z auta i przekazaliśmy pod opiekę załogi karetki pogotowia.

„Od mężczyzny była wyczuwalna woń alkoholu” – powiedzieli od razu po wypadku policjanci. Teraz dostaliśmy dokładne dane.

Czytaj też:
To jedyny pozytywny efekt koronawirusa. Wypadków jest mniej
Czytaj też:
Radykalne zamiany w prawie. Koniec aut „zespawanych z dwóch”

Opracował:
Źródło: Policja