Jest rok 2020 naszej ery. Cały motoryzacyjny świat został (czasowo) pokonany przez epidemię koronawirusa… Cały? Nie! Jedna, jedyna firma, stworzona przez nieugiętych Włochów, wciąż stawia opór zarazie i uprzykrza życie ekonomistom wieszczącym katastrofę, a wypowiadającym się w mediach, doradzającym rządom, bankom i funduszom inwestycyjnym…
Ta firma nazywa się Ferrari!
To oczywiście nawiązanie do pierwszych zdań komiksu o Asterixie. Ale nawiązanie jak najbardziej prawidłowe, bo tak jak Galowie opierali się Rzymianom, tak Ferrari opiera się spadkom sprzedaży.
Europejskie stowarzyszenie producentów samochodów ACEA poinformowało w piątek, że sprzedaż aut w Europie spadła w marcu o 55 proc. w związku z pandemią koronawirusa.
W pierwszym miesiącu pandemii w Europie wyprodukowano o 1,2 mln samochodów mniej, niż się spodziewano. We Włoszech sprzedaż samochodów spadła o 85 proc., we Francji – o 72 proc., w Hiszpanii o 69 proc., a w Niemczech o 38 proc.
Firmy przerwały produkcję, klienci przestali kupować. FCA (Fiat Chrysler Automobiles) zanotował spadek sprzedaży o 77 proc., PSA (Peugeot, Citroen, Opel, DS, Vauxhall) o 68 proc., Grupa Renault (Renault, Dacia, Łada) o 64 proc., a Grupa Volkswagena (Volkswagen, Porsche, Audi, Skoda, Seat, Bugatti, Lamborghini) o 46 proc.
Wzrost (sic!) zanotowało Ferrari (FCA), którego szef John Elkann napisał we czwartek 16 kwietnia, że „nowe modele samochodów zostały entuzjastycznie przyjęte przez rynek, a wyniki firmy są rekordowe”.
Ferrari wciąż nie produkuje aut w swojej fabryce w Maranello, ale produkcja ma zostać uruchomiona już wkrótce.
Czytaj też:
Koronawirus. Francuski gigant chce pożyczyć od państwa… 4-5 miliardów euroCzytaj też:
Rynkowa katastrofa. W salonach jest gorzej niż źle