Wakacje w kamperze to idealne rozwiązanie nie tylko dla tych, którzy obawiają się tłumów i nadmiernego kontaktu z innymi. Nie da się jednak ukryć, że lockdown, zamknięcie hoteli w 2020 r. i obawa przed wirusem sprawiły, że wielu Polaków zainteresowało się tą formą wyjazdów w plener.
Wciąż daleko nam do największych miłośników „sypialni na kółkach” w Europie – Niemców, Holendrów, Brytyjczyków czy Skandynawów, ale ich popularność rośnie i u nas. W 2020 r. zarejestrowano w Polsce ponad 40 proc. więcej nowych kamperów niż rok wcześniej.
Zwiększony popyt i kłopoty z łańcuchami dostaw (dotykają cały przemysł motoryzacyjny) sprawiają, że o nowy pojazd u dealera niełatwo. Warto rozważyć więc zakup używanego kampera, zwłaszcza że na ogół są one mniej eksploatowane niż zwykłe samochody. Na co jednak zwrócić uwagę, żeby się nie naciąć? O tym porozmawialiśmy z Jackiem Fiorem z serwisu Camptoo, łączącego właścicieli pojazdów z chętnymi na wynajem kamperów czy przyczep.
– Kupując używany kamper musimy na niego spojrzeć z trzech stron – mówi Jacek Fior. – Po pierwsze, jak na zwykły pojazd. Tu ważne są więc wszystkie te elementy, które kontrolujemy, kupując każdy używany samochód – wyjaśnia.
Trzeba więc sprawdzić historię pojazdu, jego przebieg i serwisowanie. Warto zbadać stan nadwozia (wgniecenia i rysy, poprawki blacharskie i lakiernicze, rdza itp.) oraz silnika, przejechać się i upewnić, że wszystko pracuje jak należy. Przyda się wizyta w stacji kontroli pojazdów, która sprawdzi stan amortyzatorów i hamulców.
Alkowa czy integra?
– Część druga to takie podejście, w którym traktujemy pojazd tak, jak traktowalibyśmy każdy nowy kamper – kontynuuje Fior. – Musimy się więc zastanowić, jak chcemy wykorzystywać go w przyszłości, ile osób powinien pomieścić (inne auto weźmie samotne małżeństwo, inne – czteroosobowa rodzina), a także wziąć pod uwagę nasze uprawnienia czy umiejętność jazdy – dodaje.
Na przykład kampery typu „integra”, najbardziej rozbudowane i zaawansowane, z kabiną kierowcy w pełni zintegrowaną z przestrzenią mieszkalną, mogą mieć gabaryty i masę, która będzie od nas wymagała prawa jazdy kategorii C.
Najprostszy typ to „kamper-van”, czyli dostawcze modele aut wyposażone fabrycznie w przestrzeń do spania (np. Volkswagen California) lub przerobione do użytku turystycznego (np. na bazie Fiata Ducato). Nie stawiają one przed nami dużych wymagań, zwykle są też najtańsze, ale czasami pozbawione kuchni czy łazienki.
Typ „alkowa” jest podobny, ale różni się nadbudówką nad kabiną kierowcy, w której mieści się wydzielona część do spania. To typ idealny dla rodzin z dziećmi, ale pamiętajmy, że alkowa generuje dodatkowe opory powietrza, co ma wpływ na prowadzenie i spalanie paliwa.
„Półintegra” to stopień pośredni między vanami, a „integrami”, w której integracja kabiny z przestrzenią mieszkalną jest już większa – np. fotele kierowcy i pasażera można obrócić i korzystać z nich przy stole.
W tej części sprawdzamy też, czy kamper ma wszystko to, czego od niego oczekujemy – baterie słoneczne, instalację gazową, przetwornicę prądu na 220V (przydaje się, jeśli chcemy biwakować „na dziko”) czy klimatyzację części mieszkalnej (warto ją rozważyć, jeśli chcemy dużo podróżować po południu Europy).
Gaz, woda i prąd
Ostatnie spojrzenie to kontrola używanego wyposażenia części mieszkalnej kampera. – Tu jednym z naszych podstawowych organów będzie nos – śmieje się Jacek Fior. – To on nam może podpowiedzieć, czy zabudowa kampera jest szczelna i czy nie będziemy mieli problemu z wilgocią. Wszelki zapach stęchlizny powinien być dzwonkiem alarmowym – wyjaśnia. Trzeba zerknąć we wszystkie zakamarki, poszukać śladów pleśni czy wilgoci, zacieków przy oknach i drzwiach. Dobrze przetestować szczelność auta na deszczu lub w myjni samochodowej.
W kolejnych krokach należy sprawdzić instalacje – gazową, wodną i elektryczną. Najważniejsza jest ta pierwsza, bo nieszczelność przewodów lub reduktora grozi katastrofą. Tu przyda się ekspert z odpowiednią aparaturą pomiarową. Będzie to dodatkowy koszt, ale z gazem nie ma żartów.
Następnie napełniamy zbiornik wody czystej i odkręcamy kurki, zaglądając do pompy i upewniając się, że nie przecieka. Spłukujemy toaletę, a potem zaglądamy do zbiornika na tzw. wodę szarą. Podczas testu woda tam trafiająca powinna być czysta. Jeśli nie jest, może to oznaczać poważne zabrudzenie instalacji, a to z kolei wiąże się z kosztem jej oczyszczenia.
Elektryka na koniec
Na koniec pozostaje sprawdzenie elektryki i wszystkich urządzeń. – Włącz po kolei wszystkie światła, sprawdź, czy lodówka chłodzi i czy klimatyzacja obniża temperaturę – mówi Jacek Fior.
Ostatnim elementem jest wyposażenie ruchome – naczynia, sztućce, fotele turystyczne itp. Tu nie ma reguły. Niektórzy właściciele sprzedają kampery z kompletem sprzętu, inni (zwłaszcza jeśli planują kupić nowy) zostawiają go sobie. Wtedy trzeba to wszystko będzie dokupić, a to kolejny wydatek.
– Po tym wszystkim pozostaje już tylko podjąć decyzję i... ruszać w drogę! – kończy Jacek Fior.
Czytaj też:
Kampery, nowa pasja Polaków. Kupujący ustawiają się w kolejkach