Na polskich drogach nigdy nie będzie lepiej. Oto dlaczego sami Polacy są temu winni

Na polskich drogach nigdy nie będzie lepiej. Oto dlaczego sami Polacy są temu winni

Wypadek samochodowy Audi A8
Wypadek samochodowy Audi A8 Źródło: Policja
Polacy mają w naturze poprawianie sobie humoru policyjnymi statystykami, świadczącymi o rokrocznym spadku liczby wypadków i zabitych na drogach. Tymczasem jeśli zapytać ich o to, jakimi kierowcami są i jak traktują przepisy ruchu drogowego, wychodzi na jaw, dlaczego w Polsce nigdy nie będzie realnie lepiej.

Fakty, nie opinie. To te pierwsze świadczą o prawdziwej sytuacji w polskim ruchu drogowym. Zgódźmy się, że Polacy lubią oceniać świat przez pryzmat własnych doświadczeń. Zamiast nadać rozmowom ze znajomymi przy grillu i doświadczeniom nabytym podczas podróży z i do pracy szerszy kontekst, oprzeć się na badaniach i niekorzystnych statystykach, stają wobec nich okoniem. Uznają, że skoro oni nie widzieli pijanego za kółkiem, to „coś z tymi danymi jest nie ok”. I w drugą stronę – jeśli przez pół drogi z Warszawy do Poznania ktoś siedział im na ogonie, są przekonani, że takie zachowania są nagminne i powszechne. To co widzą, jawi im się jako prawda obiektywna.

Tymczasem zachowania polskich kierowców są mierzalne i potrafiące zaprzeczyć jednostkowym „ja tak nigdy nie robię”, czy „widziałem to na własne oczy, więc tak jest”.

Czy to dobra wiadomość? Niekoniecznie. A właściwie w ogóle nie. Bo właśnie z tego obrazu powszechnego postrzegania bezpieczeństwa ruchu drogowego przez Polaków wyłania się obraz katastrofy. Takiej, której nie zapobiegnie ani budowanie nowych dróg ekspresowych i autostrad, ani wprowadzanie radykalnie surowszych kar za drogowe wykroczenia i przestępstwa (weszły w życie z początkiem stycznia 2022 roku), czy podwyższanie kwot mandatów i grzywien w taryfikatorze.

Czytaj też:
5 mitów, które najczęściej mówi się o elektrykach. Ile w nich prawdy?

O czym mówię? O przyzwoleniu na łamanie prawa, a co najmniej na jego lekceważenie lub naginanie. Po drugie: przekonanie o własnej doskonałości. Wreszcie po trzecie: kompletną niewiedzę o mechanizmach związanych z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Chociaż to ostatnie wynika z niedostatków edukacji, która słusznie uważana jest za edukację do otrzymania prawa jazdy, a nie edukację do bezpiecznego poruszania się po polskich drogach.

Po zdaniu egzaminu na stosowne uprawnienia wiemy, jak ruszyć pod górkę z ręcznego i jak zaparkować równolegle. Ale już nie mamy zielonego pojęcia, co znaczy aquaplaning, gdy spadnie deszcz, czym jest poślizg podsterowny na mokrych jesiennych liściach oraz jak poprawnie hamować samochodem podczas kierowania, kiedy na drogę wybiegnie/wyjedzie pies/dziecko/hulajnogista.

A to takie rzeczy, a nie nieumiejętność sprawnego zaparkowania w galerii handlowej, kończą się owinięciem auta na drzewie.

Najlepsi na świecie i... lepsi od innych

Przekonanie polskich kierowców o ich własnej wyjątkowości, wręcz doskonałości, znajduje potwierdzenie w badaniach. Wyłania się z nich obraz niemal jak z memów. Statystyki mówią, że giniemy, jeździmy po pijaku, jesteśmy agresywni, powodujemy wypadki na prostych drogach w najbardziej przejrzyste i korzystne z punktu widzenia pogodowego dni (do największej liczby wypadków w Polsce dochodzi w czerwcu i lipcu, na prostych drogach). A myślimy o sobie, jak o mistrzach kierownicy.

Czytaj też:
Prosta zasada w trasie: czym ładniejsza pogoda, tym ostrożniej z gazem. Statystyki nie kłamią

Zapytani przez Polską Izbę Ubezpieczeń kierowcy uznali się za dobrych kierowców w… 96 proc. Tylko 4 proc. uznało, że ich umiejętności nie są wystarczające. Jeśli nałożyć tę jedną daną na liczbę kierowców ogółem, których jest w kraju ok. 14-15 mln, to śmiało można założyć, że wśród tych powątpiewających jest kilkaset tysięcy osób, które w ogóle już nie jeżdżą (ze względu na wiek, brak samochodu, brak potrzeby poruszania się autem, którym jeździ na co dzień inny członek rodziny).

Żadne statystki, ani te świadczące o tym, że liczba wypadków nie zmniejszyła się, mimo wprowadzenia radykalnie surowszych kar, ani potwierdzające, że nie zwolniliśmy na przejściach dla pieszych, chociaż piesi nabyli prawnie „bezwzględne pierwszeństwo” (to nazwa myląca, ale weszła już do obiegu) podczas dochodzenia do zebry, nie są w stanie pozbawić nas dobrego samopoczucia.

Bezbłędny jak polski kierowca

Im dalej w (ciemny) las, tym ciekawiej i bardziej przerażająco.

Z tych badań, które powinny byś cytowane podczas każdego obowiązkowego szkolenia na kursie na prawo jazdy, wynika, że 82 proc. polskich kierowców stwierdziło, że wykonując manewry, zawsze bezbłędnie ocenia sytuację na drodze.

To i tak urealnienie wobec badań sprzed roku, kiedy taką opinię wyraziło 9 na 10 Polaków (konkretnie 91 proc.).

Źródło: Auto WPROST.pl / PIU, policja