Pomysł na spędzanie krótkiego urlopu pod namiotem zrodził się trochę z sentymentu, trochę z oszczędności, ale także dlatego, by pokazać dzieciom, że do wypoczynku nie zawsze konieczny jest hotel z all inclusive. Z resztą taką formę spędzania przedłużonych wakacyjnych weekendów kultywujemy w naszej czteroosobowej rodzinie od kilku lat. Najczęściej wyjeżdżając na polskie morze.
Kolejne nowe miejsce na mapie Polski
Tym razem udaliśmy się do Gdańska Orle na kamping położony na Wyspie Sobieszewskiej. Dlaczego tam? Po pierwsze dojazd ze stolicy jest sprawny (DK nr 7 – 325 km w ok. 4 godz. lub autostradami A2 i A1 – 455 km w ok. 5 godz.), po drugie chcieliśmy zobaczyć miejsce, gdzie Wisła (która sąsiaduje z naszą dzielnicą) wpada do Morza Bałtyckiego.
Stres z pakowaniem bagaży
W wieczór poprzedzający wyjazd spakowaliśmy auto – crossovera segmentu B dysponującego 350-litrowym bagażnikiem. Pomieszczenie ekwipunku i bagaży było nie lada wyzwaniem, ale przy odrobinie sprytu udało się. Otóż w znajdującej się pod podłogą wnęce koła zapasowego umieszczono w styropianowym stelażu tzw. zestaw naprawczy (sprężarkę i płyn), a obok nich znajdowała się gaśnica oraz trójkąt ostrzegawczy. Wszystkie elementy udało się zmieścić w ukrytych za zaślepką wnękach bocznych bagażnika, a wspomniany stelaż, wykładzinę podłogową oraz półkę bagażnika pozostawić w domowej piwnicy. Zyskaliśmy w ten sposób kilkadziesiąt cennych litrów przestrzeni ładunkowej. Najcięższy przedmiot, czyli namiot, przedłużacz i listwę oraz dwa składane krzesełka turystyczne idealnie wypełniły przestrzeń wnęki koła. Tuż nad tymi przedmiotami ułożyliśmy stolik i dwa fotele turystyczne, jednopalnikową kuchenkę indukcyjną i dwa dmuchane materace. Przestrzeń nad nimi wypełniły ciężkie torby z ubraniami, a na samej górze (aż do dachu) umieściliśmy kołdry, śpiwory i poduszki. Te lekkie przedmioty, oparte o zagłówki tylnych siedzeń, nie stanowiły zagrożenia dla naszych pociech siedzących w drugim rzędzie.
Dwie trasy do Gdańska
W pierwszy weekend lipca wystartowaliśmy z Warszawy w stronę Gdańska o godz. 6.30. Pojechaliśmy odcinkiem autostradowym, gdyż po drodze na węźle w Pikutkowie, odbieraliśmy dzieci, które dowiózł na miejsce ich dziadek. Na kamping w Gdańsku Orle dotarliśmy w komplecie tuż przed godz. 11. Trasa przebiegła spokojnie, ruch był umiarkowany. Ponieważ podróżowaliśmy 30 czerwca za odcinek A1 z Nowej Wsi do Rusocina musieliśmy zapłacić 30 zł (jadąc w wakacyjny weekend odcinek ten byłby bezpłatny).
Kamping już nie taki tani
Jeszcze przed wyjazdem próbowaliśmy „zaklepać” miejsce na kampingu, ale obsługa odpowiedziała, że nie prowadzi rezerwacji miejsc. Po przybyciu na kamping okazało się, że jest go bardzo dużo i sami możemy wybrać miejsce noclegu. Za trzydniowy pobyt (dwa noclegi) zapłaciliśmy z góry 314 zł(namiot, 4 osoby, samochód i prąd). Dodatkowo trzeba było wyłożyć 100 zł kaucji zwrotnej, za elektroniczny bilet otwierający szlaban przy wjeździe.
Kamping to nie pokój w hotelu
Ponieważ tego dnia niebo było zachmurzone, a prognoza zapowiadała opady, zdecydowaliśmy się na płaski teren położony blisko toalet i kuchni, w sąsiedztwie drewnianej altanki. Jak się później okazało to rozwiązanie miało plusy i minusy. Altanka jeszcze tego samego dnia i w niedzielny poranek uchroniła nas przed deszczem, ale poza nami mieli prawo w niej przybywać także inni goście, więc wieczorami miejsce to było oblegane, podobnie jak znajdująca się nieopodal toaleta.
„Rachunek grozy” za obiad?
Po sprawnym rozłożeniu namiotu i podłączeniu prądu ruszyliśmy po południu na spotkanie z morzem. Dwugodzinny spacer pustą plażą rozpoczęliśmy jednak od wizyty w barze, gdzie zamówiliśmy dwie zupy rybne i dwie jarzynowe (62 zł). Po powrocie na kamping dzieci poszły bawić się do świetlicy, a dorośli przygotowali drugie danie obiadowe.
Dobry standard kampingu
Znajdująca się na kampingu kuchnia wyposażona była w trzy stanowiska z gazowymi palnikami oraz sześć lodówek. Ten fakt sprawił, że jeszcze tego dnia udaliśmy się po zakupy do spożywczego marketu (80 zł). Dzięki nim obniżyliśmy koszty posiłków przygotowując je w dobrze wyposażonej i czystej kuchni. Jak już oceniamy infrastrukturę obiektu to warto wspomnieć o toaletach z prysznicami, które na tym kampingu były świeżo wyremontowane i przez cały pobyt regularnie sprzątane.
Drugiego dnia pogoda nam dopisała. W planach mieliśmy, by po południu pojechać na zwiedzanie gdańskiej starówki, ale słońce sprawiło, że cały dzień, z przerwą na obiad (także przywieziony z domu), spędziliśmy na plaży zażywając także kąpieli w zatoce.
Na początek deszcz, ale później już tylko lepiej
Niedzielny poranek okazał się dla nas mało łaskawy. Do godz. 10 padał deszcz. Ale wspomniana wcześniej altanka pozwoliła na zjedzenie śniadania w suchym miejscu, a także stanowiła doskonałe miejsce jako magazynek przy pakowaniu bagaży i składaniu (niestety mokrego) namiotu. Z kampingu wyjechaliśmy punktualnie o godz. 11 mając wcześniej plan awaryjny na wypadek złej pogody. W drodze powrotnej udaliśmy się na zwiedzanie Grudziądza (położony ok. 1,5 godz. jazdy od Gdańska Orle, niedaleko A1), a następnie nieco wydłużoną drogą pojechaliśmy do Warszawy zahaczając o pola Grunwaldu. Dzień ten okazał się bardzo udany. Po pierwsze po wyjeździe znad wybrzeża wyszło słońce, po drugie czekały nas wspaniałe atrakcje. Starówka w Grudziądzu była pełna ciekawych zabytków (kompleks spichlerzy, wieża Klimek, panorama miasta i widok na dolinę Wisły), a pobyt w tym mieście uświetnił pyszny i niedrogi obiad na rynku (98 zł).
Wycieczka historyczna
Droga z Grudziądza na pola Grunwaldu miała ok. 100 km, ale przejazd nią zajął nam prawie 2 godziny. Nikt nie żałował, bo rekompensatę czasu stanowiły po drodze piękne widoki. Będąc na miejscu zatrzymaliśmy się na parkingu przy nowoczesnym Muzeum Grunwaldu. Tego dnia parking był bezpłatny, ale za zwiedzanie muzeum ze audiobookiem zapłaciliśmy dla naszej czwórki 124 zł. Było warto, bo wystawa okazała się ciekawa, podobnie jak prezentacja audio (dla dorosłych 1 godz. 30 min, dla dzieci skrócona do 45 min). Z Grunwaldu do Warszawy wyjechaliśmy o godz. 17.30. Pokonanie niespełna 200 km odcinka w niedzielny wieczór zajęło 2 godz. 30 minut.
Koszty 3-dniowego weekendowego wyjazdu dla 4-os. rodziny:
- paliwo – 400 zł (śr. spal. 95 okt. 6,8 l/100 km, 900 km)
- autostrady – 30 zł
- jedzenie z domu (parówki, pieczywo, masło, warzywa, jajka, wędliny, żółty sery, dżemy, owoce, spaghetti, napoje, przekąski) – ok.150 zł
- lody, kawa na plaży – 36 zł
- zakupu w markecie – 80 zł
- zupy w barze – 62 zł
- obiad w Grudziądzu – 98 zł
- bilety Muzeum Grunwaldu – 124 zł
-
noclegi na kampingu – 320 zł
Łącznie: 1300 zł
Czytaj też:
Wakacyjny wyjazd bez niespodzianek. Jak sprawdzić utrudnienia na drodze?Czytaj też:
Odcinkowy pomiar prędkości. W tych miejscach trzeba uważać na fotoradary
Trzydniowy wakacyjny wyjazd nad morze połączony ze zwiedzaniem