O tym wypadku rozpisywały się media na całym świecie. 41-letni mężczyzna, jak się potem okazało mający 2,8 promila alkoholu we krwi, wyjechał na pełnej prędkości w kwietnik na rondzie, wystrzelił w powietrze, ściął drzewo na wysokości 7 metrów i wylądował 64 metry dalej, na terenie kościelnym miejscowej parafii. Odniósł obrażenia, ale przeżył, a film z wydarzenia nagrał miejski monitoring.
Teraz 41-latek, po tygodniach rekonwalescencji, zeznawał w prokuraturze. „Kierowca potwierdził, że tego dnia przed południem pił alkohol. Tłumaczył, że po kłótni z partnerką wypił 300 gramów wódki i piwo. Następnie wsiadł do samochodu i ruszył w drogę z Aleksandrowa Łódzkiego do Łodzi, gdzie miał przenocować u znajomego” – oświadczył (cytat za Polsat News) Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
41-latkowi dostanie zarzuty. Grozi mu grzywna, utrata prawa jazdy i pokrycie kosztów napraw, a nawet więzienie.
Przypomnijmy. Do wypadku doszło w Niedzielę Wielkanocną około godziny 18:20. Kierowca Suzuki Swifta przejechał na wprost przez rondo ks. Kanonika Andrzeja Mikołajczyka, z dużą prędkością. Podwyższenie wybiło go tak, że ściął drzewo na wysokości 7 metrów (sic!), po czym wylądował na terenie parafii pw. Zwiastowania Pańskiego.
Na miejsce przyjechały cztery jednostki straży pożarnej. Ranny kierowca znajdował się w zakleszczonym pojeździe. Najpierw strażacy musieli go zeń wyjąć, a potem przekazali ratownikom w karetce, którzy zawieźli ofiarę (i sprawcę) do szpitala. Ma uraz głowy i uszkodzony kręgosłup.
„Od mężczyzny była wyczuwalna woń alkoholu” – powiedzieli od razu po wypadku policjanci.
Czytaj też:
Rąbień pod Łodzią. Wiadomo ile miał we krwi kierowca „latającego Suzuki”Czytaj też:
Rąbień pod Łodzią. Zobacz jak kierowca przeleciał autem przez rondo i wylądował w kościele