Po śmiertelnym wypadku podczas egzaminu na prawo jazdy dyrekcja ośrodka egzaminowania nakazuje omijać miejsce tragedii. Czy może być lepszy dowód na to, że polski system szkolenia i egzaminowania kierowców od dekad nastawiony jest wyłącznie na odpytywanie z przepisów drogowych, a w ogóle nie uczy tego, by na drogach nie ginąć?
To, co stało się w 2018 r. na przejeździe kolejowym w Szaflarach, było dramatem. Podczas egzaminu na prawo jazdy, 18-latniej kursantce samochód zgasł na samych torach. Egzaminator uciekł w ostatnim momencie, młoda dziewczyna zginęła, roztrzaskana przez pędzącą lokomotywę (na marginesie: proces w tej sprawie wobec egzaminatora toczy się już dwa lata i końca nie widać).
Nie mniej dramatyczne jest jednak to, co działo się po tym wypadku.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.