To nie pośredni efekt epidemii koronawirusa SARS-CoV-2 wywołującego chorobę COVID-19. Najpierw motoryzacyjne fabryki w Europie stanęły, żeby ograniczyć rozrost epidemii. Kiedy stopniowo, po 2 miesiącach, zaczęły wracać do pracy, okazało się, że nie mają dla kogo produkować.
Tak właśnie stało się z niemieckimi fabrykami Volkswagena. Koncern został zmuszony do ponownego czasowego ich unieruchomienia. Także polskie fabryki Volkswagena – w Swarzędzu, Poznaniu i Wrześni – pracują „na pół gwizdka”. Chociaż to raczej delikatnie powiedziane. Wykorzystują zaledwie 20 proc. swoich mocy produkcyjnych.
Radykalnie spadło zainteresowanie Tiguanem, Touranem i nawet Golfem. Na dodatek nie ma wystarczającej ilości części, żeby produkcja mogła ruszyć normalnie. O spadkach w sprzedaży samochodów w Europie niedawno pisaliśmy. W Wielkiej Brytanii i Włoszech sprzedaż spadła nawet o 97-98 proc., czyli praktycznie całkowicie.
Jak donosi „Automobilwoche”, w fabryce w Wolfsburgu, jednej z największych na świecie, produkcja odbywa się „w kratkę”. Tiguan, Touran i Seat Tarraco są wytwarzane z przerwami. Nawet samochodowy „król Europy”, czyli Volkswagen Golf (VIII generacji) powstaje tylko na niektórych zmianach. Pracownicy (w Wolfsburgu jest ich 7700) mają skracany czas pracy.
Duma Volkswagena, elektryczny ID.3, powstaje w Zwickau. Ale fabryka pracuje na 35 proc. możliwości. Polskie zakłady – jak napisaliśmy – nawet mniej.
Jedyna nadzieja w Chinach, jak twierdzi Volkswagen. Prezes koncernu napisał na swoim koncie na LinkedIn, że „Chiny są motorem sukcesu koncernu Volkswagena”. Sytuacja z popytem powoli wraca w Azji do normy i jest dla kogo produkować auta.
Czytaj też:
Europejska katastrofa na rynku motoryzacyjnymCzytaj też:
Prognozy były złe. Jednak spadek sprzedaży aut okazał się jeszcze większy