Leczenie paradoksu Kaczyńskich za pomocą janosikowego eksperymentu Kaczyńskich to drakońska kuracja
Kto kłamie, ten kradnie - mówi stare polskie przysłowie. Sytuację, w jakiej znaleźli się zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość oraz prezydent elekt Lech Kaczyński, najcelniej można określić mianem paradoksu Kaczyńskich: kto kłamie, ten kradnie, a kto nie kłamie, ten też kradnie.
Kłamiąc, czyli nie realizując obietnic wyborczych, Prawo i Sprawiedliwość będzie bowiem musiało okraść z nadziei na realizację tychże obietnic swoich wyborców. Z kolei nie kłamiąc, czyli realizując swe obietnice wyborcze, Prawo i Sprawiedliwość nieuchronnie będzie musiało oskubać (a więc "okraść") najbardziej kreatywnych i pracowitych Polaków z części ich pieniędzy, by zafundować przywileje obiecane swoim wyborcom. Wydaje się to tym bardziej oczywiste, jeśli zważyć, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, a zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego (którego oprócz wyborców PiS poparło wielu zwolenników Samoobrony, PSL i LPR) w znacznej mierze głosowali na nich dlatego, że mają ochotę albo po prostu żyć wyłącznie z pieniędzy ciężko zarabianych przez wyborców Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej, albo co najmniej janosikować sobie w ich portfelach jeszcze zachłanniej niż do tej pory - co jasno wynika m.in. z wstrząsających wyników badań oczekiwań wyborców Lecha Kaczyńskiego (przeprowadzonych przez Pentor dla "Wprost") i co konstatuje prof. Jan Winiecki w artykule "Ekonomia zawiści": "Dziś po raz pierwszy od początku polskich przemian ustrojowych mamy jednoznaczną sytuację. Po jednej stronie znaleźli się zwolennicy Polski pasożytniczo-roszczeniowej, rozciągającej się od PiS przez LPR, PSL po Samoobronę, a po drugiej - zwolennicy Polski liberalnej, wolnorynkowej".
Pułapka, którą Prawo i Sprawiedliwość samo na siebie zastawiło i w którą samo wpadło, jest pułapką starą jak polityka. Wpadają w nią - jedna po drugiej - wszystkie partie populistyczne, które dobry Bóg karze, realizując ich marzenie, czyli spotyka je to nieszczęście, że zdobywają władzę. Najpierw bowiem partie te nakręcają spiralę roszczeń swoich wyborców, a potem są przez nich pożerani, gdyż nie są w stanie (bo nie ma takiej możliwości) zaspokajać wszystkich (i ciągle rosnących) roszczeń swych coraz bardziej rozczarowanych wyborców.
A skoro Polacy nie potrafią się uodpornić na roszczeniowo-pasożytniczego wirusa inaczej, niż przechodząc chorobę, skoro nadal, jak się wydaje, są mądrzy dopiero po szkodzie, może nie ma innego wyboru, jak zachęcić PiS, by spróbowało zrealizować swój program - i to w 100 proc. A potem zachęcić do tego samego również Samoobronę. Może rezultat takiego podwójnego eksperymentu przeprowadzonego na samych sobie wreszcie przekona większość wyborców, że w ekonomii cudów nie ma - oczywiście pod warunkiem że Polska także ten eksperyment przetrzyma i będzie jeszcze kogo przekonywać. Albowiem w sidła zastawione przez Jarosława i Lecha Kaczyńskich oraz Prawo i Sprawiedliwość złapią się przecież na własne życzenie nie tylko oni sami i ich wyborcy, ale - w tym wypadku wbrew własnej woli - również pozostali Polacy. Na tym właśnie polega ryzykowność tej drakońskiej kuracji, czyli leczenia paradoksu Kaczyńskich za pomocą janosikowego eksperymentu Kaczyńskich, co jako żywo przypomina kurację peronizmem, która nie wyszła na razie na zdrowie ani Argentynie, ani wielu innym państwom.
Pytanie, czy kaczyzm będzie krótszą czy też dłuższą od socjalizmu drogą prowadzącą od kapitalizmu do kapitalizmu, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Miejmy w każdym razie nadzieję, że wyprawa ta potrwa krócej niż bardzo długi marsz do kapitalizmu Chińskiej Republiki Ludowej (vide: "Jak powstało cesarstwo biznesu"). Tak czy owak: pora iść! Lewa! Lewa! Lewa!
Kłamiąc, czyli nie realizując obietnic wyborczych, Prawo i Sprawiedliwość będzie bowiem musiało okraść z nadziei na realizację tychże obietnic swoich wyborców. Z kolei nie kłamiąc, czyli realizując swe obietnice wyborcze, Prawo i Sprawiedliwość nieuchronnie będzie musiało oskubać (a więc "okraść") najbardziej kreatywnych i pracowitych Polaków z części ich pieniędzy, by zafundować przywileje obiecane swoim wyborcom. Wydaje się to tym bardziej oczywiste, jeśli zważyć, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, a zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego (którego oprócz wyborców PiS poparło wielu zwolenników Samoobrony, PSL i LPR) w znacznej mierze głosowali na nich dlatego, że mają ochotę albo po prostu żyć wyłącznie z pieniędzy ciężko zarabianych przez wyborców Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej, albo co najmniej janosikować sobie w ich portfelach jeszcze zachłanniej niż do tej pory - co jasno wynika m.in. z wstrząsających wyników badań oczekiwań wyborców Lecha Kaczyńskiego (przeprowadzonych przez Pentor dla "Wprost") i co konstatuje prof. Jan Winiecki w artykule "Ekonomia zawiści": "Dziś po raz pierwszy od początku polskich przemian ustrojowych mamy jednoznaczną sytuację. Po jednej stronie znaleźli się zwolennicy Polski pasożytniczo-roszczeniowej, rozciągającej się od PiS przez LPR, PSL po Samoobronę, a po drugiej - zwolennicy Polski liberalnej, wolnorynkowej".
Pułapka, którą Prawo i Sprawiedliwość samo na siebie zastawiło i w którą samo wpadło, jest pułapką starą jak polityka. Wpadają w nią - jedna po drugiej - wszystkie partie populistyczne, które dobry Bóg karze, realizując ich marzenie, czyli spotyka je to nieszczęście, że zdobywają władzę. Najpierw bowiem partie te nakręcają spiralę roszczeń swoich wyborców, a potem są przez nich pożerani, gdyż nie są w stanie (bo nie ma takiej możliwości) zaspokajać wszystkich (i ciągle rosnących) roszczeń swych coraz bardziej rozczarowanych wyborców.
A skoro Polacy nie potrafią się uodpornić na roszczeniowo-pasożytniczego wirusa inaczej, niż przechodząc chorobę, skoro nadal, jak się wydaje, są mądrzy dopiero po szkodzie, może nie ma innego wyboru, jak zachęcić PiS, by spróbowało zrealizować swój program - i to w 100 proc. A potem zachęcić do tego samego również Samoobronę. Może rezultat takiego podwójnego eksperymentu przeprowadzonego na samych sobie wreszcie przekona większość wyborców, że w ekonomii cudów nie ma - oczywiście pod warunkiem że Polska także ten eksperyment przetrzyma i będzie jeszcze kogo przekonywać. Albowiem w sidła zastawione przez Jarosława i Lecha Kaczyńskich oraz Prawo i Sprawiedliwość złapią się przecież na własne życzenie nie tylko oni sami i ich wyborcy, ale - w tym wypadku wbrew własnej woli - również pozostali Polacy. Na tym właśnie polega ryzykowność tej drakońskiej kuracji, czyli leczenia paradoksu Kaczyńskich za pomocą janosikowego eksperymentu Kaczyńskich, co jako żywo przypomina kurację peronizmem, która nie wyszła na razie na zdrowie ani Argentynie, ani wielu innym państwom.
Pytanie, czy kaczyzm będzie krótszą czy też dłuższą od socjalizmu drogą prowadzącą od kapitalizmu do kapitalizmu, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Miejmy w każdym razie nadzieję, że wyprawa ta potrwa krócej niż bardzo długi marsz do kapitalizmu Chińskiej Republiki Ludowej (vide: "Jak powstało cesarstwo biznesu"). Tak czy owak: pora iść! Lewa! Lewa! Lewa!
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.